Hej. Jestem "szczęśliwym" posiadaczem motocykla ze stajni Romet od ponad mieisąca. Kupiłem świadomie uszkodzoną maszynę mając nadzieję trochę się pobawić a potem cieszyć się jazdą bez ustanku. Wrzucamy 125 zamiast kupionego 150 żeby uniknąć niepotrzebnych problemów. No to do pracy...
W międzyczasie kilka zmian według własnego uznania
kratka od simsona, lagi od wsk, lusterka w kierownicę
przy okazji stłuczone oczko od płynu hamulcowego, jakaś tam urwana śruba. wiadomo nie bedzie z górki. na pewno wiecie jak jest
oplot na tłumik.
Silnik złożony, odpalamy, chwila prawdy... JEST. Jeździ, skręca, hamuje. Czego chcieć więcej?!
Pośmigane po osiedlu. Gaźnik do regulacji, naturalna kolej rzeczy. OK, zrobimy. Trzeba rozgrzać maszynę. Kask, kurtka, rękawiczki, plecak, zamykam garaż, słońce pali, trzeba się rozpędzić i złapać trochę powietrza...
DEAD
nie odpala.
kręci ale K**** nie odpala
dni mijają bo zarabiać jakoś trzeba. jazdą na motocyklu się nie utrzymam. następny tydzień. nie ma iskry, świeca. bierzemy nową, to samo. na kablu jest ale krótka, zmieniam fajkę potem przewód. nic nie lepiej. przyjeżdża cewka. wymieniam cewkę i... nic. co dalej? pewnie dojdę do czujnika hella bo w sumie nie wiem co po drodze mogę odkryć. tym sposobem, nie z własnego wyboru odkładam w czasie poruszanie się jednośladem po raz kolejny.
miesiąc czasu, coraz więcej nerwów i pieniędzy ale mam nadzieję, że odda mi to ile zapału w niego włożyłem
LWG
aa jeszcze skróciłem ten długaśny błotnik z tyłu a tablica docelowo ma wyjechać na bok. kierownice już dwie odsyłałem bo żadna mi nie przypasowała ale to na pewno "must have" bo ta jest straszna. i efekt końcowy