Czas na mnie
Moja historia w sumie nie jest jakaś super długa i w ogóle, ale jednak
U mnie w rodzinie z czasów gdy cokolwiek pamiętam, to nie było żadnego motoroweru i tym podobnych. Był za to jasnożółty maluch mojego wujka ze Szczecina. Owego malucha później miał chłopak mojej siostry. Dzięki temu kaszlakowi wręcz pokochałem 126p. Od czasów szczeniackich marzę o własnym maluchu. No ale nie o tym miałem pisać...
Jeśli chodzi o jednoślady, to zawsze uwielbiałem szaleć na rowerach. Jednak gdy poszedłem do gimnazjum, to poznałem znajomego a obecnie przyjaciela, który jak się okazało miał Ogara 200. Co prawda owego Rometa widziałem na oczy może z kilka razy, ale jednak bardzo mi się podobał i od tamtej pory sam chciałem mieć takiego. W międzyczasie zobaczyłem u owego kumpla w szopie niebieską ramę też od 200'tki. Okazało się, że to pozostałość po pierwszym Ogarze znajomego, a samą ramę kupił za 20zł. W myślach zastanawiałem się czy nie zapytać go o sprzedanie tej ramy, ale doszedłem do wniosku, że złożenie Ogara by jednak kosztowało o wieele więcej niż te 20zł, a ja nie miałem skąd wziąć pieniędzy. Jeszcze chyba tego samego roku ten sprawny Ogar znajomego zaczął się sypać. Zapchaliśmy go do mechanika, który stwierdził, że padła prawdopodobnie cewka. A że sam Ogi też był w średnim stanie (no i nie miał papierów), to znajomy postanowił, że go sprzeda. Ostatecznie zamienił go na mini-crossa (który później wpadł w moje ręce, ale o tym potem...) .
Kolejny "etap" mojej historii zaczyna się, gdy po dzielnicy zaczęły krążyć dwa mini-crossy. Jednego, białego miał mój znajomy (ten o którym pisałem wyżej),a drugi niebieski przechodził wśród lokalnych dresów "z rąk do rąk". Kiedyś wpada do mnie kumpel i mówi: "Chcesz kupić mini-crossa za 20zł? Tylko że dojechany." No to ja w ciemno wziąłem. Na miejscu okazało się, że to ten "niebieski", ale już styrany... Nie miał osłon, szarpak zrobiony "na sznurek od buta", silnik nie palił... Ale wraz z dwoma kumplami, oraz znajomym od Ogara wzięliśmy się za naprawę... Składaliśmy go przez chyba dobry tydzień... W końcu udało się ZAPALIŁ. Ale nie na długo... Nie zdążyłem na niego wsiąść a tu pode mną wprost
wystrzelił gaźnik z cylindra. Wtedy próbowaliśmy to jakoś reanimować, ale ostatecznie crossik wylądował w szopie kumpla, który jakiś czas wcześniej też kupił mini crossa za 150zł (Tego białego. Kupił go od mojego znajomego od Ogara.) . I tak jakiś czas leżał sobie ten crossik w stanie agonii, aż owy kumpel będący wówczas posiadaczem białego crossa powiedział, że może mi go sprzedać za mojego laptopa (który szczerze mówiąc był wart góra 100zł). Od razu się zgodziłem. Jeszcze tego samego dnia, wieczorem odebrałem tego crossika. Odpaliłem (palił od szarpnięcia) i przejechałem sie kawałek. Na drugi dzień rano okazało się, że musiałem przypadkiem przebić dętkę w tylnym kole. Zmieniać dętkę? Nieee, za dużo roboty! Poszedłem do kumpla, wyciągnąłem tego drugiego crossa (trupa) i przełożyłem całe koło. Od tamtego czasu raptem kilka razy przejechałem się swoim crossikiem, gdyż po ulicach był "przypał" jeździć, wiec musiałem chodzić kilka km do lasu. Na dodatek owy motorek lubił się zalewać i przegrzewać po dość krótkiej odległości przejechanej na nim. No i był dość mały... W międzyczasie sprzedałem resztki tamtego niebieskiego crossa za bezcen, a niewiele później sprzedałem też moją białą maszynę (która w sumie była w całkiem dobrym stanie) za konsolę do gier.
Od tamtej pory miałem dłuuugą przerwę (ok 2 lat). Wszystko jednak wróciło, gdy w Lipcu 2012 roku poszedłem do pracy na miesiąc. Gdy zacząłem zarabiać pieniądze, wróciło pragnienie posiadania Ogara. Jednak niestety nic z tego nie wyszło, bo każdy zarobiony grosz przeznaczałem na swoją ówczesną pasje, czyli konsole. Pamiętam jak jeszcze w czerwcu 2012 mówiłem przyjacielowi (temu co miał ogara), że w końcu sam kupie swojego Ogiego. No ale jak już napisałem nic z tego nie wyszło, przez moją głupotę...
Ale nie wszystko stracone! Jakoś w okolicach października 2012 na dzielnicy pomykał zielony Ogar 200, który wówczas należał do lokalnych "cwaniaków". Wraz z przyjacielem patrzyliśmy na to i oboje mówiliśmy, że kolejny Ogar poszedł na zmarnowanie (bo to nie był pierwszy Ogar owych cwaniaków).
Jakoś w grudniu znajomy z klasy (będący wówczas posiadaczem tego zielonego Ogara) powiedział, że chyba go sprzeda, bo ma długi. Mówił, że planował remont, ale niestety potrzebne mu pieniądze. To ja wykorzystałem okazję i powiedziałem mu, aby zostawił tego Ogara dla mnie. Ja w ferie pójdę znów do pracy i z pewnością go od niego odkupię. Powiedział, że jeszcze się dogadamy co do sprzedaży i ceny. Krótka rozmowa z siostrą i udało mi się ją przekonać aby znów wzięła mnie do pracy w sklepie mojego szwagra. Gdy miałem pewność, że pójdę do pracy (było to jakoś około miesiąc po rozmowie ze znajomym ws. ogara) wszedłem na tablica.pl i patrzałem na lokalne oferty sprzedaży. Nie było tam nic co byłoby warte uwagi. Pierwszego dnia po pracy, wydałem dniówkę (bo płacone miałem 50zł dziennie) na tzw. rozpi**dol. Wtedy też mój przyjaciel powiedział do mnie: "I co jednak nie kupisz ogara znowu?", na co ja powiedziałem, że kupię i mogę się o to założyć z nim. Zakładu nie chciał, ale też nie dowierzał w moje słowa. Wracając wieczorem do domu, napotkałem znajomego (tego który miał Ogara). Podchodzę do niego i pytam: "Masz jeszcze ogara? Jak tak to ile za niego chcesz?" Odpowiedź była krótka "Dwie stówy i jest twój. Dam ci jeszcze skrzynkę jakiś części" . Powiedziałem, że na dniach się zgadamy. Od razu zadzwoniłem do przyjaciela i oznajmiłem mu, że właśnie przegrał zakład którego nie chciał założyć ze mną, bo kupuje ogara. Jaki byłem wtedy podekscytowany... Jeszcze tego samego wieczoru będąc już w domu napisałem do tego znajomego, żeby ustalić kiedy co i jak. Po chwili rozmowy poszedłem do niego po dokumenty od Ogara, a na drugi dzień po pracy miałem przyjść z kasą i umową K/S. Tak też się stało. Kolejnego dnia po pracy przyszliśmy z przyjacielem po mojego Ogiego. Umowę spisaliśmy na owego przyjaciela (bo w planach miałem rejestrację na siebie, ale za pół roku), jednak jak się potem okazało nie miało to w ogóle znaczenia, bo i tak nie da się go przerejestrować. Nie mniej jednak gdy zabierałem swojego rumaka, wiedziałem, że były to najlepiej wydane pieniądze w moim życiu.
Przez kolejne dni wciąż chodziłem do pracy, a gdy wracałem do domu to pędziłem do Ogara. Wraz z przyjacielem próbowaliśmy go odpalić. Zdobyłem nawet trochę benzyny i nowiutki Mixol S. Niestety na dworze mróz taki, że przy odłączaniu przewodów paliwowych pękł filtr paliwa. Następnego dnia kupiłem nowy wężyk i filtr paliwa. Było późno, ale z kumplem zabraliśmy się za odpalanie Ogara. Już zatankowany i z nowymi przewodami był gotowy na pierwszy start. Pchnęliśmy go, a tu nic... Kumpel wykręcił świecę, zobaczył, ze okopcona. Wypalił ją i wyczyścił. Wsadziliśmy ją i Ogar zapalił za pierwszym popychem. Byłem wniebowzięty! Niestety na naukę jazdy i swoje pierwsze przejażdżki przyszło mi trochę czekać, ze względu na pogodę. Jednak w tym czasie starałem się uporządkować dokumentację. Byłem u pierwszego właściciela (tego z dowodu), ale nic nie wskórałem. Zdecydowałem, że kupię w Lipcu nową ramę (bo wtedy idę znów do pracy).
No a dalsze losy już chyba znacie z mojego tematu...
Dodam jeszcze tylko, że Ogi stał się moją największą pasją. Na jego rzecz sprzedałem większość swojego ówczesnego hobby (konsol), a znajomi mówią że naprawdę mam bzika
No i patrzcie jak się rozpisałem
Ciekawe czy ktoś dotrwał do końca?