Tak sobie pomyślałem, że w przyszłe wakacje bądź na wiosnę warto by było wziąć się za remont bardziej "przyszłościowego" pojazdu

W związku z tym postanowiłem, że w zimne zimowe dni, kiedy pogoda nie pozwala na wychylenie nosa za drzwi, a co dopiero grzebania w mroźnym silniku chłodnego garażu, będę zbierał informacje, które później będę mógł wykorzystać, coby wszystko na spokojnie i bez nerwów robić
A pojazdem tym wybranym okrzyknąłem mój ulubiony samochód, czyli Syrenkę 104 (swoją drogą dużo Syren w rodzinie było, a o każdej słuch już zaginął...).
I tutaj pojawiają się moje pytania - jakby nie patrzeć, Syrenka ma silnik dwusuwowy - jak w Romecie. Ale jednak różnice występują - i tutaj moje pytanie - czy jest on o wiele gorszy od tych motorowerowych? Tzn. trudniej się go naprawia czy łatwiej?
Idąc dalej - Rometa robi się prosto - za stówkę się wypiaskuje, za stówkę pomaluje, w między czasie poszpachluje i gotowe

A w Syrence? Wątpię, aby było mnie stać na cały remont blacharski... także pomyślałem, że póki co lepiej zająć się techniką - czyli? Napewno trzeba silnik sprawdzić, skrzynie, hamulce itd... ale jak by się za to zabrać? Chodzi mi o to, żeby samochód dzielnie i bezawaryjnie (jak na swój wiek, rzecz jasna

) jechał, a nie żeby każdy wyjazd za bramę kończył się przystankiem na poboczu, czy na drzewie

Co by jeszcze trzeba zrobić? Blachę jakoś zabezpieczyć czy cóś? Jak starego Mercedesa konserwowaliśmy, to braliśmy puszkę farby (takiej czerwonej, przeciwko rdzy), pędzelki, papier ścierny, druciaka i do roboty

Ale on cały czerwony był i zdezelowany, więc jakoś uchodziło. A w Syrence? Co zrobić, żeby nadwozie po paru km nie odpadło od ramy?

I bardziej nie rdzewiało oraz jako-tako wyglądało?
Można powiedzieć, że taki remont "z epoki" to by był