Jak zaczęła się wasza przygoda z motocyklami?
|
Autor |
Wiadomość |
Artur
Zachmurzony
Liczba postów: 2,357
Imię: Artur
Skąd: Poznań
Pojazd: Inny
|
RE: Jak zaczęła się wasza przygoda z motocyklami?
A ja zacząłem... Od Żuka, Malucha, Poloneza i Mercedesa S-klasy oraz spróchniałego dostawczaka. A dokładnie? Otóż, jak jeszcze do przedszkola oraz do pierwszych klas podstawówki chodziłem, to rodzice mieli właśnie Poloneza (nóweczka, Caro Plus, rocznik chyba 2001 - czyli jakieś 5-6 lat miałem), w kolorze srebrnym i z radiem na kasety oraz bardzo fajną gąbką do szyb, zielonego Mercedesa S-klasę (W126 chyba) oraz czerwonego, przerdzewiałego do reszty 307D (dostawczaka, który do dziś stoi na podwórku). A "fioła" miałem na punkcie dwóch pojazdów - Żuka i Malucha, bardzo w tamtych (niby nie tak bardzo odległych) czasach jeszcze popularnych. Porządny 126p musiał mieć szybki-trójkąciki oraz dwa lusterka. Inaczej był wersją ubogą! Wtedy latem połowa tych samochodów jeździła z otwartymi klapami tylnymi, teraz już tego nigdzie nie widzę.
Potem - się zainteresowałem starszymi samochodami, głównie Polskimi Fiatami, Polonezami, Warszawami i Syrenkami, Tatrami, Skodami, Ładami itp... A że dużo o nich czytałem to zapragnąłem poznać je bliżej - osobiście, najlepiej wyremontować. Droga i trudna jednak jest renowacja samochodu, szczególnie dla kogoś, kto nawet nie wie, jak działa silnik i do czego służy świeca. Więc z początkiem wakacji 2012 roku nabyłem Komara 2350, którego nieudolnie starałem się wyremontować. A dlaczego nieudolnie? Bo wiedzy żadnej nie miałem, a jak jeszcze rodzinka pomagała - pokrzywiony wał, wykończony tłok oraz wszechobecne oszczędności sprawiły, że pojazd ten ani nie odpalił ani nie był zbyt piękny - lakier zielony metalizowany z puszki. Czysta głupota... Po tygodniu wszędzie były jego ubytki. Nabyłem więc Ogara 200, którego troszkę doprowadziłem do ładu, a Komara "wymieniłem" na Mińska w międzyczasie kupując Jawę, którą mam zamiar zrobić porządnie.
Co za bzdety...
|
|
25-02-2013 21:54:54 |
|
|
S r Ł o A m W e E t K
Uczeń
Liczba postów: 185
Imię: Sławek
Skąd: Rożnów małopolskie
Pojazd: Romet Pony
|
RE: Jak zaczęła się wasza przygoda z motocyklami?
Moja historia z motorami zaczęła się gdy tata kupił dwie m2 prawie, gdy się urodziłem kiedy miałem 2 lata bardzo chciałem się nią bawić więc mój tata zaczął przy niej coś naprawiać ja mu oczywiście pomagałem.Kiedy miałem 4lata tata zaczął mnie na niej wozić a następnie uczył mnie jeździć w wieku 5-6lat jeździłem już sam cztery lata stała bezczynnie.gdy minęło kilka lat tata kupił quada którego modernizuję do dziś, w wieku 10 lat zaczęłem przy niej dłubać nic nie jest darmowe więc trzeba było sprzedać drugą pony, żebym miał na części.Po tym tata kupił wsk-ę i ramę do wsk-i teraz do tej z której była sama rama brakuje tylko silnika.Po roku tata mi kupił od swojego praktykanta pony lekko przerobioną na choppera, aktualnie ją kończe, lecz nie mogłem zacząć choppera jeśli wiedziałem że moja pierwsza na której się nauczyłem jeździć jest nieskończona, dzisiaj odpala bardzo ładnie. choppera aktualnie kończe, po roku tata kupił skutera na którym czasami jeżdżę.Dodam że muj tata miał komarka który mu go kupił jego tata a mój dziadek kiedy był większy kupił sobię wsk-ę, miał jeszcze mercedesa 190.
Stoi motor przed mym domem
Bije w gały swoim chromem
Chopper to nie byle jaki
Gmole, pady, kufry, sakwy
zdobią jego zgrabne kształty.
|
|
26-02-2013 21:33:41 |
|
|
Sołtys
Ja tu tylko sprzątam...
Liczba postów: 1,557
Imię: Bartek
Skąd: Sokołów Małopolski
Pojazd: Inny Romet
|
RE: Jak zaczęła się wasza przygoda z motocyklami?
(20-10-2012 09:20:40)MrF4k napisał(a): po dziadku który leżał w szopie.(2007-2008)
Cooo? Twój dziadek przez rok leżał w szopie?
A teraz do rzeczy:
Moja przygoda z motorowerami zaczęła się na wakacjach ub. roku. Otóż ojciec mojego kolegi z klasy ze szkoły muzycznej prowadzi złomowisko. Ja od zawsze interesowałem się samochodami z PRL. Motocykle z tamtych lat wprawdzie też mi się podobały, ale nigdy nie wgłębiałem się tak w ich historię tak, jak było z samochodami. Czasami chodziłem do niego, oglądaliśmy samochody na składzie (Każdy Maluch, Polonez, czy 125p złomowany tam mnie bardzo bolał ), grzebaliśmy w stertach złomu w poszukiwaniu czegoś ciekawego, najlepiej związanego z samochodami.
Pewnego razu, gdy go odwiedziłem okazało się, że kupił "Ogara 200" z papierami. Nie był on kupiony w celu przerobienia na żyletki, lecz trafiła mu się okazja kupić taki sprzęt z papierami, więc kupił dla siebie. Nie interesowałem się nim za bardzo.
Szybko okazało się, że chce go sprzedać. Wtedy zaproponował mi przejażdżkę (Oczywiście jako pasażer, bo nie umiałem wtedy jeździć). Odpalił, wsiedliśmy i śmignęliśmy kółko po placu. W motorowerze się zakochałem! W jednej chwili byłem pewien, że musi być mój!
Po uzgodnieniu z rodzicami wszystkiego przyjechaliśmy po "Ogara". W ogóle nie orientowałem się w cenach takiego sprzętu (Ani moi rodzice), co kolega i jego ojciec wykorzystali, i ustaliliśmy cenę na... astronomiczne 400 złotych. W międzyczasie okazało się, że domniemany "Ogar 200" to 50 T-1
Kilka pierwszych dni od zakupu spędziłem na siedzeniu na Romecie, tak się nim jarałem. Potem okazało się, że kolega i jego ojciec kupił go wcześniej za... 200 złotych. Następnie nauczyłem się jeździć i stopniowo przekonywałem się, że mój przyjaciel razem z jego ojcem wcisnęli mi totalnego szrota złożonego z kilku i to zyskując na tym 200% zapłaconej wcześniej ceny. To była niestety tylko moja wina, bo dałem się naciągnąć. Ale to był mój przyjaciel, więc mu ufałem...
Jednak zdaję sobie sprawę z tego, że gdyby nie ta przygoda dziś dalej byłbym zielony w sprawach motorowerów, nie umiałbym jeździć i nie miałbym zapędu, żeby kupić Rometa. Bo właśnie rozglądam się za Rometem 50 T-1 z prawdziwego zdarzenia (Najlepiej ze starym przodem z uchwytem na klakson), by go z pomocą taty wyremontować do stanu fabrycznego. W moim obecnym T-1 jest zdrowy silnik, więc chciałbym go przełożyć do mojego przyszłego. "Obecny" pójdzie na dawcę.
Łooo! Ale się rozpisałem! Mam nadzieję, że komuś zechce się uszanować i przeczytać moje wypociny.
facebook.com/oldromet - Zapraszam!
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 26-02-2013 22:25:14 przez Sołtys.)
|
|
26-02-2013 22:24:19 |
|
|
pawel_2540
Technik
Liczba postów: 861
Imię: Paweł
Skąd: Dubeczno (lub)
Pojazd: Inny
|
RE: Jak zaczęła się wasza przygoda z motocyklami?
Jeśli pomogłem postaw "PIWO"
|
|
01-03-2013 16:25:29 |
|
|
naveintre
Praktykant
Liczba postów: 478
Imię: Michał
Skąd: Stalowa Wola
Pojazd: Romet Ogar 200
|
RE: Jak zaczęła się wasza przygoda z motocyklami?
Moja przygoda ze starymi wozidłami zaczęła się od zdjęcia Jawy 250 Kivaczki które zobaczyłem kiedyś u dziadków podczas gdy dziadek przekładał stare papiery. Miałem wtedy może 9/10lat a jawa strasznie mi się spodobała. Już wcześniej interesowałem się samochodami i mechaniką, lubiłem przyglądać się ich naprawom itp ale na kupno swojej maszyny było jeszcze trochę za wcześnie.
Wreszcie na początku pierwszej klasy gimnazjum postanowiłem powiedzieć rodzicom ,że chce kupić motorower. Do samego kupna motoroweru udało się ich jakoś przekonać ,ale faktu ,ze ma to być stary motorower i to najlepiej jeszcze do remontu już tak łatwo nie przyjęli. Nowy-tak ,stary-nie. No ale jakoś udało mi się ich przekonać i zacząłem szukać swojego pierwszego"zabytkowego" wozidła. Rozglądałem się głownie za rometami i jawkami gdyż simsony jakoś do gustu mi nie przypadły.
Po pewnym czasie mama powiedziała ,że ojciec jednej z jej koleżanek ma w piwnicy jakiegoś starego rometa. Następnego dnia pojechałem z dziadkiem na oględziny tego pojazdu. W piwnicy zobaczyłem starego zakurzonego ogara 200. Wyciągnęliśmy go na zewnątrz i spróbowaliśmy odpalić. Romet był pomalowany pędzlem a jego ogólny stan nie powalał na kolana ,jednak po zalaniu świeżym paliwem i chwili pchania zagadał Po powrocie do domu i ponownej rozmowie z rodzicami zapadła decyzja-Kupujemy I tak dwa dni później w piękne kwietniowe popołudnie w garażu stał Romet Ogar 200.
Jako ,ze nie miałem jeszcze karty motorowerowej rometem jeździłem tylko w okolicach garażu. Początkowo motor miał mi służyć do pogrzebania i krótkiej rundki po mieście ale z czasem gdy zrobiłem uprawnienia i przywróciłem silnik do ładu zacząłem robić Rometem coraz dłuższe trasy. Tak wyszło ,że nastukałem 6000km aż w końcu nadeszła zima i czas na upragniony remont. Romet został rozebrany do ostatniej śrubki i porządnie odnowiony.
Rok po kupnie rometa naszła mnie ochota na coś większego i poważniejszego. Tym razem miał to być motor w dobrym stanie. No i tu byłem nieco rozbity. Po głowie chodziły mi CZ175/WSK 175 lub coś nowszego co było by bardziej "pewne" typu Yamaha DT 125. Oglądałem wszystkie te motory. DT jeździło się fajnie ale wygląd mi nie pasował. Nie miała po prostu tego "czegoś" WSK nie miała dobrej opinii wśród osób z którymi rozmawiałem. Był to po prostu felerny motocykl. Awaryjny silnik, kiepska elektryka i słaba jakość wykonania.
Nieco lepszą opinie miała CZ. Kilka osób pytało się mnie dlaczego nie myślę nad MZ. W prawdzie wiedziałem o istnieniu tej marki ale postawiłem ją w jednym szeregu z simsonem, co było z mojej strony wielkim błędem. Ludzie chwalili te motocykle a moje rozmyślania co lepiej kupić WSK czy MZ traktowali trochę jak żart i twierdzili ,że bez zawahania brać MZ. Trochę pomyślałem, bo z jednej strony mogłem kupić odnowioną WSK 175 którą już oglądałem a mogłem się wstrzymać i szukać MZ. Po zasięgnięciu informacji jeszcze z kilku źródeł okazało się ,ze faktycznie ETZ 150 praktycznie pod każdym względem wypada lepiej od WSK 175 więc postanowiłem szukać MZ. I tak po oglądnięciu kilku ETZ 150 znalazłem dość ładnie wyglądającą Etke, która niestety znajdowała się jakieś 80km ode mnie. Jednak wyglądała na tyle obiecująco ,że w piękną majową niedziele postanowiliśmy jechać ją zobaczyć. Jeszcze tego samego dnia MZ przyjechała do mnie do garażu I tak wygląda moja mocno streszczona przygoda z motocyklami
|
|
01-03-2013 21:58:35 |
|
|
danio44
60/4/3 E Tuning
Liczba postów: 155
Imię: NICK
Skąd: Bydgoszcz
Pojazd: Romet 100
|
RE: Jak zaczęła się wasza przygoda z motocyklami?
Styczność z motoryzacją miałem od roku 2003 gdy mój dziadek miał WSK i mnie woził.
Jakoś w 2004 sprzedał ją .
W kwietniu 2007 do dziadka do naprawy przyjechał Simson sr2 pierwszy raz przejechałem się i jeździłem parę dni.
Następnie właściciel go odebrał.
Wtedy dostałem bzika na punkcie motorów.
Odpaliliśmy WSK taty i jeździłem tak do wakacji .
W pierwszy dzień wakacji gdy przyjechałem do dziadka ujrzałem Rometa T-1.
Był na chodzie ale już na następny dzień go rozebraliśmy i zaczęliśmy remont.
Przejeździłem całe wakacje bez awaryjnie.
Dopiero w 2010 kupiłem 2 letniego zippa salmo był to pierwszy własny motorower .
Był bardzo silny i mocny silnik 80cm3. Ale spalanie i jakość plastików załamała mnie.
Wystawiłem go na otomoto. Na zamianę.
I w taki sposób stałem się posiadaczem Simsona Enduro .
Przez wakacje przeszedł remont.
I tak jeżdżę na simku do dziś
Parę miesięcy po simsonie zakupiłem motorynkę M2 z papierami od pierwszego właściciela.
Następnie zakupiłem Motorynkę M1 i sprzedałem ją na części .
W wakacje 2012 sprzedałem motorynkę M2 i zakupiłem rometa 205 po dzwonie .
Wyremontowałem silnik i sprzedałem. Ramę sprzedałem na części .
....
|
|
08-03-2013 14:02:28 |
|
|
Quake96
Zielono mi :D
Liczba postów: 2,750
Imię: Piotr
Skąd: Bydgoszcz
Pojazd: Romet Ogar 200
|
RE: Jak zaczęła się wasza przygoda z motocyklami?
Czas na mnie
Moja historia w sumie nie jest jakaś super długa i w ogóle, ale jednak
U mnie w rodzinie z czasów gdy cokolwiek pamiętam, to nie było żadnego motoroweru i tym podobnych. Był za to jasnożółty maluch mojego wujka ze Szczecina. Owego malucha później miał chłopak mojej siostry. Dzięki temu kaszlakowi wręcz pokochałem 126p. Od czasów szczeniackich marzę o własnym maluchu. No ale nie o tym miałem pisać...
Jeśli chodzi o jednoślady, to zawsze uwielbiałem szaleć na rowerach. Jednak gdy poszedłem do gimnazjum, to poznałem znajomego a obecnie przyjaciela, który jak się okazało miał Ogara 200. Co prawda owego Rometa widziałem na oczy może z kilka razy, ale jednak bardzo mi się podobał i od tamtej pory sam chciałem mieć takiego. W międzyczasie zobaczyłem u owego kumpla w szopie niebieską ramę też od 200'tki. Okazało się, że to pozostałość po pierwszym Ogarze znajomego, a samą ramę kupił za 20zł. W myślach zastanawiałem się czy nie zapytać go o sprzedanie tej ramy, ale doszedłem do wniosku, że złożenie Ogara by jednak kosztowało o wieele więcej niż te 20zł, a ja nie miałem skąd wziąć pieniędzy. Jeszcze chyba tego samego roku ten sprawny Ogar znajomego zaczął się sypać. Zapchaliśmy go do mechanika, który stwierdził, że padła prawdopodobnie cewka. A że sam Ogi też był w średnim stanie (no i nie miał papierów), to znajomy postanowił, że go sprzeda. Ostatecznie zamienił go na mini-crossa (który później wpadł w moje ręce, ale o tym potem...) .
Kolejny "etap" mojej historii zaczyna się, gdy po dzielnicy zaczęły krążyć dwa mini-crossy. Jednego, białego miał mój znajomy (ten o którym pisałem wyżej),a drugi niebieski przechodził wśród lokalnych dresów "z rąk do rąk". Kiedyś wpada do mnie kumpel i mówi: "Chcesz kupić mini-crossa za 20zł? Tylko że dojechany." No to ja w ciemno wziąłem. Na miejscu okazało się, że to ten "niebieski", ale już styrany... Nie miał osłon, szarpak zrobiony "na sznurek od buta", silnik nie palił... Ale wraz z dwoma kumplami, oraz znajomym od Ogara wzięliśmy się za naprawę... Składaliśmy go przez chyba dobry tydzień... W końcu udało się ZAPALIŁ. Ale nie na długo... Nie zdążyłem na niego wsiąść a tu pode mną wprost wystrzelił gaźnik z cylindra. Wtedy próbowaliśmy to jakoś reanimować, ale ostatecznie crossik wylądował w szopie kumpla, który jakiś czas wcześniej też kupił mini crossa za 150zł (Tego białego. Kupił go od mojego znajomego od Ogara.) . I tak jakiś czas leżał sobie ten crossik w stanie agonii, aż owy kumpel będący wówczas posiadaczem białego crossa powiedział, że może mi go sprzedać za mojego laptopa (który szczerze mówiąc był wart góra 100zł). Od razu się zgodziłem. Jeszcze tego samego dnia, wieczorem odebrałem tego crossika. Odpaliłem (palił od szarpnięcia) i przejechałem sie kawałek. Na drugi dzień rano okazało się, że musiałem przypadkiem przebić dętkę w tylnym kole. Zmieniać dętkę? Nieee, za dużo roboty! Poszedłem do kumpla, wyciągnąłem tego drugiego crossa (trupa) i przełożyłem całe koło. Od tamtego czasu raptem kilka razy przejechałem się swoim crossikiem, gdyż po ulicach był "przypał" jeździć, wiec musiałem chodzić kilka km do lasu. Na dodatek owy motorek lubił się zalewać i przegrzewać po dość krótkiej odległości przejechanej na nim. No i był dość mały... W międzyczasie sprzedałem resztki tamtego niebieskiego crossa za bezcen, a niewiele później sprzedałem też moją białą maszynę (która w sumie była w całkiem dobrym stanie) za konsolę do gier.
Od tamtej pory miałem dłuuugą przerwę (ok 2 lat). Wszystko jednak wróciło, gdy w Lipcu 2012 roku poszedłem do pracy na miesiąc. Gdy zacząłem zarabiać pieniądze, wróciło pragnienie posiadania Ogara. Jednak niestety nic z tego nie wyszło, bo każdy zarobiony grosz przeznaczałem na swoją ówczesną pasje, czyli konsole. Pamiętam jak jeszcze w czerwcu 2012 mówiłem przyjacielowi (temu co miał ogara), że w końcu sam kupie swojego Ogiego. No ale jak już napisałem nic z tego nie wyszło, przez moją głupotę...
Ale nie wszystko stracone! Jakoś w okolicach października 2012 na dzielnicy pomykał zielony Ogar 200, który wówczas należał do lokalnych "cwaniaków". Wraz z przyjacielem patrzyliśmy na to i oboje mówiliśmy, że kolejny Ogar poszedł na zmarnowanie (bo to nie był pierwszy Ogar owych cwaniaków).
Jakoś w grudniu znajomy z klasy (będący wówczas posiadaczem tego zielonego Ogara) powiedział, że chyba go sprzeda, bo ma długi. Mówił, że planował remont, ale niestety potrzebne mu pieniądze. To ja wykorzystałem okazję i powiedziałem mu, aby zostawił tego Ogara dla mnie. Ja w ferie pójdę znów do pracy i z pewnością go od niego odkupię. Powiedział, że jeszcze się dogadamy co do sprzedaży i ceny. Krótka rozmowa z siostrą i udało mi się ją przekonać aby znów wzięła mnie do pracy w sklepie mojego szwagra. Gdy miałem pewność, że pójdę do pracy (było to jakoś około miesiąc po rozmowie ze znajomym ws. ogara) wszedłem na tablica.pl i patrzałem na lokalne oferty sprzedaży. Nie było tam nic co byłoby warte uwagi. Pierwszego dnia po pracy, wydałem dniówkę (bo płacone miałem 50zł dziennie) na tzw. rozpi**dol. Wtedy też mój przyjaciel powiedział do mnie: "I co jednak nie kupisz ogara znowu?", na co ja powiedziałem, że kupię i mogę się o to założyć z nim. Zakładu nie chciał, ale też nie dowierzał w moje słowa. Wracając wieczorem do domu, napotkałem znajomego (tego który miał Ogara). Podchodzę do niego i pytam: "Masz jeszcze ogara? Jak tak to ile za niego chcesz?" Odpowiedź była krótka "Dwie stówy i jest twój. Dam ci jeszcze skrzynkę jakiś części" . Powiedziałem, że na dniach się zgadamy. Od razu zadzwoniłem do przyjaciela i oznajmiłem mu, że właśnie przegrał zakład którego nie chciał założyć ze mną, bo kupuje ogara. Jaki byłem wtedy podekscytowany... Jeszcze tego samego wieczoru będąc już w domu napisałem do tego znajomego, żeby ustalić kiedy co i jak. Po chwili rozmowy poszedłem do niego po dokumenty od Ogara, a na drugi dzień po pracy miałem przyjść z kasą i umową K/S. Tak też się stało. Kolejnego dnia po pracy przyszliśmy z przyjacielem po mojego Ogiego. Umowę spisaliśmy na owego przyjaciela (bo w planach miałem rejestrację na siebie, ale za pół roku), jednak jak się potem okazało nie miało to w ogóle znaczenia, bo i tak nie da się go przerejestrować. Nie mniej jednak gdy zabierałem swojego rumaka, wiedziałem, że były to najlepiej wydane pieniądze w moim życiu.
Przez kolejne dni wciąż chodziłem do pracy, a gdy wracałem do domu to pędziłem do Ogara. Wraz z przyjacielem próbowaliśmy go odpalić. Zdobyłem nawet trochę benzyny i nowiutki Mixol S. Niestety na dworze mróz taki, że przy odłączaniu przewodów paliwowych pękł filtr paliwa. Następnego dnia kupiłem nowy wężyk i filtr paliwa. Było późno, ale z kumplem zabraliśmy się za odpalanie Ogara. Już zatankowany i z nowymi przewodami był gotowy na pierwszy start. Pchnęliśmy go, a tu nic... Kumpel wykręcił świecę, zobaczył, ze okopcona. Wypalił ją i wyczyścił. Wsadziliśmy ją i Ogar zapalił za pierwszym popychem. Byłem wniebowzięty! Niestety na naukę jazdy i swoje pierwsze przejażdżki przyszło mi trochę czekać, ze względu na pogodę. Jednak w tym czasie starałem się uporządkować dokumentację. Byłem u pierwszego właściciela (tego z dowodu), ale nic nie wskórałem. Zdecydowałem, że kupię w Lipcu nową ramę (bo wtedy idę znów do pracy).
No a dalsze losy już chyba znacie z mojego tematu...
Dodam jeszcze tylko, że Ogi stał się moją największą pasją. Na jego rzecz sprzedałem większość swojego ówczesnego hobby (konsol), a znajomi mówią że naprawdę mam bzika
No i patrzcie jak się rozpisałem Ciekawe czy ktoś dotrwał do końca?
- Patrz pan, ale ciśnie tą jawką, no wariat!
- Ale panie, to dopiero drugi bieg się kończy...
"Skończyło się jak Bruce Lee, czy misja w kosmodromach
Nie nagra tego Grundig czy Unitra Diora...."
|
|
08-03-2013 16:56:40 |
|
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 4 gości
|
|