Witam ponownie, kontynuuję moją opowieść, gdyby kogoś interesowało
Przy 280 km przebiegu oddałem motorek na pierwszy przegląd + ponowna prośba o sprawdzenie co tak "bije" i "hałasuje" podczas jazdy. Sprzęt był na serwisie tydzień (ale dochodziła kwestia dowiezienie maszyny z punktu gdzie kupiłem, do głównej siedziby firmy w innym mieście, tak więc uważam, że jest OK).
Ogarka dostałem ładnie wymytego, odświeżonego, wyglądał jak nówka. Jestem zadowolony z tego, bo jak czytam, nie zawsze jest to standard.
Co do do "bicia", to stwierdzono, że to wina przedniego koła - wymieniono je, na co mam potwierdzenie w książce serwisowej. Ogólnie zapłaciłem za całość operacji (przegląd + ta wymiana koła) 250 PLN.
Przejechałem się z 10 km i stwierdziłem, że problem praktycznie zniknął, nie w 100%, ale tak w 90% - jakieś takie wrażenie tego "bicia" i dziwnego dźwięku jakby zostaje, ale sam już nie wiem, może mi się wydaje...
Teraz najważniejsze - tak jak wyżej napisałem, przejechałem się po odbiorze z 10 km, zadowolony, że w końcu wszystko gra (po odbiorze zatankowałem też motorek pod korek) i... zaświeciła się pomarańczowa kontrolka "check engine", tzn. nie gaśnie ona po odpaleniu i podczas jazdy. Cholera wie o co chodzi, dziwnie wiąże się to z tankowaniem, ale lałem benzynę ze stacji, z której tankuję moje wszystkie pojazdy ponad 10 lat i nigdy nic się nie działo - wcześniej Ogarka też tankowałem na tej stacji.
Pomyślałem, że może coś się przegrzało itp. itd., ale odpaliłem moto kilka godzin później jak ostygł, i check engine nadal się pali. Odkręciłem akumulator na pół godziny, licząc na cud, że może sprzęt się zrestartuje i kontrolka zgaśnie, ale i go nic nie dało.
Sprzęt jeździ OK, nie widzę, żeby po zapaleniu się tej kontrolki silnik chodził inaczej niż wcześniej. Macie jakieś sugestie co robić? Jak mam znowu oddawać na serwis, to jestem już chory...