Ogarkowe wojaże
|
Autor |
Wiadomość |
Bob_Harley
Praktykant
Liczba postów: 389
Imię: Bob
Skąd: Świętokrzyskie
Pojazd: Romet Ogar 200
|
RE: Ogarkowe wojaże
Witam ponownie Szanownych Romeciarzy! We czwartek 15 sierpnia, pomimo niepewnych prognoz postanowiliśmy się wybrać na przeciwległy koniec woj. świętokrzyskiego, czyli do Kazimierzy Wielkiej (my jesteśmy z koneckiego). W drodze na południe pogoda była cudna, choć trochę dogrzewało, w związku z czym zwiększyliśmy częstotliwość postojów, a dodatkowo tamte tereny są dość górzyste. Gdzieś w 1/3 trasy okazało się że pojawiła się jedna z chyba pierwszych awarii w moim ogarku od czasu remontu - mianowicie urwał się wspornik tłumika xD (choć bardziej trafne byłoby stwierdzenie, że "zauważyłem awarię", bo pojawiła to się ona raczej parę dni wcześniej)
Wtedy zdałem sobie sprawę czemu nagle wydech tak daleko sie wsunął na kolanko i nie da sie za bardzo rozłożyć stopki centralnej z lewej strony - bo wydech wystaje. W każdym razie nie wpłynęło to ani na osiągi ani na komfort jazdy, więc zostawiłem jak jest, a szczęśliwie cały ten urwany wspornik zablokował się między amortyzatorem a podnóżkiem pasażera, więc bardzo małe ryzyko, że coś odpadnie. Odwiedziliśmy po drodze tzw. Wiszącą Sosnę (lub też Sosnę na Szczudłach) koło Buska-Zdrój, a potem Grodzisko Stradów, gdzie ze sporego wzniesienia można było ujrzeć pierwsze oznaki tego co dopiero miało nadejść, niebo na horyzoncie robiło się troszke ciemniejsze.
Ale przy takim dystansie nie było mowy o odwrocie. Ruszyliśmy przed siebie by za kilkanaście kilometrów znaleźć się w Kazimierzy Wielkiej, gdzie pogoda nadal była super i nie zapowiadało się za specjalnie na burzę. Chwilę odsapnęliśmy na parkingu nad takimi jakby stawami i rura dalej. Jeszcze tylko fotka że było się na miejscu.
Potem jazda przez Skalbmierz i w Działoszycach dotarło do nas, że troszkę się znaleźliśmy w dupie za przeproszeniem. Na horyzoncie pojawiły się już ciemne chmury zwiastujące problemy, a pioruny bijące w oddali tylko utwierdziły w przekonaniu, że skończył się nam zapas szczęścia na tej wycieczce. Zjazd na CPN i szybka analiza. Wyznaczona trasa biegła do Jędrzejowa, przez Małogoszcz na Łopuszno, a stamtąd praktycznie już jesteśmy w domu. Wszystko drogą wojewódzką, więc raczej sprawnie powinno pójść. Ale wróg w postaci wielkiej czerwonej plamy na mapie pogodowej w okolicach właśnie Jędrzejowa skutecznie nam ten plan zniweczył. No więc uciekając na wschód w stronę Pińczowa może nam się udać, nie myśląc już więcej odpaliliśmy motorki i ogień drogą wojewódzką na Pińczów. W międzyczasie lekko się ochłodziło, co trochę oczyściło umysł po kilku godzinach jazdy w upale, a widok oddalającej się w lusterkach granatowej chmury napawał optymizmem. Po drodze troszke zbaczania z trasy, bo jednak google maps to nie można za bardzo ufać. Ktoś nawet sunął za nami kawałek jakimś PRLoskim sprzętem, chyba Ogarem 205 lub 200, ale szybko sie oddaliliśmy. Minęliśmy Pińczów i nagle jafka dostała takiego kopa, że licznik nonstop był zamknięty, chyba wiało mocno z południa. Troszke pokropiło ale bez szaleństw. Następnie przejechaliśmy przez Morawicę i dalej w kierunku Chęcin. No i tu już nam mina srogo zrzedła, bo chmury były blisko (tyle co nam się udało od nich uciec na wschód tak teraz znalazły się praktycznie na naszej drodze, bo trzeba było już zakręcić na zachód w stronę Piekoszowa). Coraz ciemniej, pioruny takie, że chyba rozjuszyliśmy samego Zeusa tym pierdzeniem jafki i jeszcze czuć w powietrzu, że za momencik będzie lać i to na maxa. Gdzieś w połowie drogi między Piekoszowem, a naszym zjazdem na okoliczne wioski, czyli już rzut beretem od domu - zaczyna padać. Gdzieś z tyłu głowy miałem taką myśl poprzedniego dnia, że jednak wezme ten kombinezon przeciwdeszczowy (taki jednoczęściowy cienki drelich jakby, szczerze polecam bo mało miejsca zajmuje a uratuje was nawet w największej ulewie), bo kto wie jak to bedzie, niby tylko 30% tej burzy, ale różnie to bywa. No więc zjechaliśmy na przystanek, zarzucam ten strój, brat tylko kurtke zarzucił i decyzja, że jednak sie wrócimy kawałek w stronę Kielc, może troszke sie rozminiemy z tą burzą - i uwierzcie mi to była najlepsza decyzja jaką podjąłem od dawna. Jedziemy na te Kielce, pioruny strzelają, błyska się jak nie wiem, jakimś cudem tylko lekko pada, żadnej tam ulewy. Trochę maniany odwaliliśmy w okolicach takiej miejscowości co sie zwie Micigózd (ale wyszło nam to krążenie w kółko na dobre koniec końców) i dalej wioskami w strone Kielc. Dalej sie błyska niemiłosiernie, no ale my sie nie poddajemy i ciśniemy swoje. Dojechaliśmy gdzieś niedaleko Kielc i dalej już okolicznymi wioskami kierując się tak, żeby trzymać jakiś dystans od chmury gdzie było widać jak leje, bo było po prostu biało. Okazało się, że dzięki temu krążeniu znaleźliśmy się pomiędzy burzą idącą w kierunku Kielc, a burzą idącą na Końskie (częsty schemat w tej okolicy). Dojechaliśmy do drogi DK74, ale niestety po złej, że tak powiem, stronie Raszówki (Raszówka to taka dosyć spora góra, przez którą biegnie rzeczona droga, gdzie samochodem czasami ciężko wjechać na wysokim biegu, a co dopiero 3-konną jafką ) No ale nic, już nie bedziemy cudować światem, tylko problem jest taki, że pełny bak starcza na równo 300km w moim przypadku, a przez tą cała ucieczke przed burzą nadłożyliśmy trasy, że w tym miejscu było co najmniej 280km przebiegu, a przed nami ta cała Raszówka xD Jedziemy pewnie przed siebie, taki ogromny piorun pierdyknął gdzieś przed nami, że aż można było zwątpić, zaczyna sie stromy podjazd i gdzieś w jego połowie już było jasne, że jedynka to jest max na ile jafka tym razem pozwoli, dodam tylko, że w baku było widać dno, więc cała sytuacja była co najmniej stresująca, tyle dobrego, że żadne auta nie jechały za nami. Dobra - udało się wdrapaliśmy sie na szczyt, jeszcze parę metrów i upragniony CPN. Pod wiatą stacji od razu można było odczuć ulgę, w oddali było widać burzę, którą trochę jakby przechytrzyliśmy. Już było wiadomo że jest dalej niż nasz punkt końcowy wycieczki - dom. Wyruszyliśmy już spokojni, z paliwem w baku i nieco zmęczeni tą mimo wszystko przedłużoną wyprawą. Za kilkanaście minut byliśmy na miejscu.
Teraz podsumowanie: Wycieczka finalnie wyszła super, pierwszy raz przydarzyły nam się jakiekolwiek poważniejsze awarie - u brata przestał działać tylny prawy migacz, nawet zatrzymał sie motocyklista na Transalpie, któremu serdecznie dziękujemy i podarował nam śrubokręt, którego to akurat wtedy nie miałem w sakiewce z narzędziami. U mnie z kolei jak już wspomniałem urwał się wieszak tłumika, ale chyba to się stało kilka dni wcześniej tak mi się wydaje, nie sprawdzałem do czasu tejże wycieczki. Z zakładanego dystansu 255km zrobiło się 294km, ale dobrze to wyszło bo jakbyśmy pojechali na ten Jędrzejów to by nas pięknie spłukało i jeszcze pewnie wiatr by nie pozwolił jechać komfortowo, te chmury w oddali wyglądały naprawdę nieciekawie. No i nawet mimo tych górek i ciągłego wachlowania biegami humor był dobry, bo widoki były fajne, a powrót to już w ogóle, nawet pod górę ogarek cisnął na trójce aż miło (może też sie bał zmoknąć xD). A dziś zajrzałem do kabelków w ogarku caffe brata i sie okazało, że w wiązce przy kierownicy wyrwał się przewód plusowy od tego tylnego migacza, ale jak zobaczyłem jak to było fabrycznie zdrutowane to w sumie nie dziwi mnie ta awaria. Na koniec tradycyjnie parę fotek z wyprawy i tym razem to gratuluję każdemu kto dobrnął do końca tych wypocin Szkoda że praktycznie nikt nie wstawia postów ze swoich wypraw, choćby tych całkiem krótkich.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 17-08-2024 00:00:12 przez Bob_Harley.)
|
|
16-08-2024 23:57:35 |
|
|
Bob_Harley
Praktykant
Liczba postów: 389
Imię: Bob
Skąd: Świętokrzyskie
Pojazd: Romet Ogar 200
|
RE: Ogarkowe wojaże
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 17-08-2024 00:22:54 przez Bob_Harley.)
|
|
17-08-2024 00:16:53 |
|
|
Bob_Harley
Praktykant
Liczba postów: 389
Imię: Bob
Skąd: Świętokrzyskie
Pojazd: Romet Ogar 200
|
RE: Ogarkowe wojaże
Z racji ładnej pogody postanowiliśmy przejechać się dziś jak to się mówi "wkoło komina". Pojechaliśmy w stronę Przedborza już dość dobrze sobie znaną trasą między górkami i lasami, dzięki czemu upał nie dawał się aż tak mocno we znaki.
Po krótkim postoju w cieniu ruszyliśmy dalej, by za kilka kilometrów znaleźć się w wyznaczonym na mapce punkcie. I tym oto sposobem udało nam się odwiedzić wieżę widokową w Bożej Woli:
Widok naprawdę cudny i pomyśleć, że takie atrakcje ma się praktycznie pod domem. Potem pokręciliśmy się trochę po okolicach Przedborskiego Parku Krajobrazowego i jestem pod wielkim wrażeniem miejscowych dróg, praktycznie między wszystkimi wioskami asfalt jest gładziutki jak stół, a to jest najlepsze co może się nadarzyć podczas jazdy ogarkiem. Widoki piękne, godzina już późno-popołudniowa więc lekki chłodek i już jedziemy w stronę domu. Zatrzymaliśmy się jeszcze tylko zobaczyć pewną rzecz, gdyż na mapie jasno było napisane "wieża widokowa" (niestety przypadłość lubianej przez nas apki mapy.cz - czasami błędny opis danych miejsc), okazało się, że to tylko dostrzegalnia pożarowa z wielkim znakiem zakazu, ale przynajmniej troche kości rozruszaliśmy takim spacerkiem pod górę w lesie. Ogarek akurat przestygł więc zapalił niemal natychmiast i już jedziemy w stronę domu. Niby jakieś chmury widać skłębione w oddali, ale burzy ani śladu. I za jakąś godzine już byliśmy na miejscu, a mogła się ta wycieczka w ogóle nie odbyć, bo prognozy były takie, że burza w całej Polsce. Jednak trzeba troszkę zaryzykować czasem.
|
|
18-08-2024 20:14:40 |
|
|
Bob_Harley
Praktykant
Liczba postów: 389
Imię: Bob
Skąd: Świętokrzyskie
Pojazd: Romet Ogar 200
|
RE: Ogarkowe wojaże
Dawno nic nie wstawiałem, ale czasu mniej, to i wojaży mniej. W każdym razie, mimo lekkiego chłodu postanowiłem sie dziś przewietrzyć troszkę i zrobiłem sobie taką traske 160km - tym razem Ogarkiem Caffe 50 brata, bo Ogarek 200 niestety, lekko zaniedbany stoi w garażu, to przypał tak w ludzi wyjeżdżać xD Na tym chińskim sprzęcie można sie chociaż do 65kph rozpędzić, to nawet jakoś sie jedzie. O ile w lecie jest fajnie, że wystarczy bluza i można jechać, nie zakładać tysiąc warstw, to jednak chyba wole jeździć na jesieni, wszystko jest takie kolorowe i jeszcze te malownicze górki na horyzoncie - piękne. Szkoda że to był prawdopodobnie ostatni taki weekend jeśli chodzi o pogode. Na koniec standard - kilka fotek.
|
|
27-10-2024 21:22:54 |
|
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek:
|
|