Dzień dobry wszystkim forumowiczom - tak, jak mówiłem, zaczynam zakładać tematy o swoich sprzętach, zacznę od swojej dumy - czyli Jawy 350, typ 634 z 1981 roku
Na samym wstępie chciałbym jednak, ponownie, wyrazić zadowolenie z tego, że forum trzyma się tak dobrze, a także z panującej tu atmosfery - byłem na wielu forach (głównie IT/elektronicznych) i widzę ogromną przepaść - choćby na słynnej elektrodzie temat o tym, jak jeździć by rodzice się nie zorientowali spotkałby się z banem, a tutaj aż przyjemnie się czytało
Ma dotychczasowa abstynencja wynikała głównie z dużych problemów zdrowotnych, które bardzo zatrzymały rozwój moich zainteresowań motoryzacyjnych, ale obecnie wracam do gry, więc możecie przygotować się na obecność wielu tematów
A teraz przejdę do sedna sprawy, czyli wyżej wspomnianej Jawy (rym też ciekawy).
Na sam początek trochę historii, zdjęć z etapów prac - oczywiście, mam ich około 400 (nie lubię chaosu w swoich sprawach, stąd wiele rzeczy dokumentuję), więc wszystkiego nie wyślę, ale najważniejsze rzeczy opiszę - może Was zaciekawi, a może komuś się przyda
Jawa była własnością taty - stała około dwudziestu lat pod dachem, ale jednak przy słomie itd - takie bezużyteczne pomieszczenie, gdzie nie było w sumie niczego poza nią, słomą, i wrażeniem, jakby całość nie ruszyła się od paru lat w czasie. Powodem "stania" była jej awaria - tata zdjął cylindry do szlifu, ponieważ traciła moc i "wariowała" z zapłonem (myślał, że to wina kompresji), gdy wrócił zastał swojego kuzyna, który pogiął w niej szpilki cylindra i od tamtej pory całość stała otwarta...
Dzień dobry wszystkim forumowiczom - tak, jak mówiłem, zaczynam zakładać tematy o swoich sprzętach, zacznę od swojej dumy - czyli Jawy 350, typ 634 z 1981 roku
Na samym wstępie chciałbym jednak, ponownie, wyrazić zadowolenie z tego, że forum trzyma się tak dobrze, a także z panującej tu atmosfery - byłem na wielu forach (głównie IT/elektronicznych) i widzę ogromną przepaść - choćby na słynnej elektrodzie temat o tym, jak jeździć by rodzice się nie zorientowali spotkałby się z banem, a tutaj aż przyjemnie się czytało
Ma dotychczasowa abstynencja wynikała głównie z dużych problemów zdrowotnych, które bardzo zatrzymały rozwój moich zainteresowań motoryzacyjnych, ale obecnie wracam do gry, więc możecie przygotować się na obecność wielu tematów
A teraz przejdę do sedna sprawy, czyli wyżej wspomnianej Jawy (rym też ciekawy).
Na sam początek trochę historii, zdjęć z etapów prac - oczywiście, mam ich około 400 (nie lubię chaosu w swoich sprawach, stąd wiele rzeczy dokumentuję), więc wszystkiego nie wyślę, ale najważniejsze rzeczy opiszę - może Was zaciekawi, a może komuś się przyda
Jawa była własnością taty - stała około dwudziestu lat pod dachem, ale jednak przy słomie itd - takie bezużyteczne pomieszczenie, gdzie nie było w sumie niczego poza nią, słomą, i wrażeniem, jakby całość nie ruszyła się od paru lat w czasie. Powodem "stania" była jej awaria - tata zdjął cylindry do szlifu, ponieważ traciła moc i "wariowała" z zapłonem (myślał, że to wina kompresji), gdy wrócił zastał swojego kuzyna, który pogiął w niej szpilki cylindra i od tamtej pory całość stała otwarta...
Zaczęliśmy od próby ruszenia zastanego silnika - starter nożny ani drgnął, próba ruszenia z biegu kończyła się tylko tym, że jawa udowadniała, że można spalić gumę na wyłączonym silniku. Mimo to zalewaliśmy go regularnie (z tatą - stąd liczba mnoga) ropą, naftą, benzyną - czymkolwiek, co mogłoby ruszyć rdzę i wieloletni syf.
Później tata wyjechał do pracy, jawa przyjechała do mnie, przed wyjazdem ją umyłem wodą z płynem z kurzu - lakier nie był w złym stanie, ale praktycznie wszystko wymagało przejrzenia, co zresztą potwierdziło się w niedalekiej przyszłości.
Prace u siebie zacząłem od dokładnego wyczyszczenia całości, odkręcenia owiewki w celu lepszego dostępu. Czyściłem także chromy (odbiegając od tematu było to moje pierwsze zderzenie z remontem motocykla), po jakimś czasie lakier nabrał swojej pięknej, oryginalnej barwy. "Na dniach" zakupiłem akumulator aby odbudować instalację - na szczęście brakowało tylko paru kabli, zawieszał się także przerywacz kierunkowskazów, jednak prócz tego wszystko grało. Brakowało jej cewek wraz z mocowaniem, więc te zamówiłem (miałem szczęście do sprzedającego), aby mieć jeden problem z głowy.
Później przystąpiłem do demontażu silnika, okazało się, że nie uda mi się odratować oryginalnych gum osłaniających łańcuch. Tego samego dnia łańcuch napędowy wylądował w mieszance ropy z olejem, to samo z łańcuchem sprzęgłowym. Zdemontowałem sprzęgło, prądnicę, zostało tylko rozebrać silnik "przez pół", w całości tych prac towarzyszył mi chrzestny, ostatecznie udało nam się rozpołowić silnik (dzień wcześniej został ponownie zalany ropą aby przesiąkła łożyska). Po rozebraniu oczom ukazał się widok zardzewiałych łożysk i wału korbowego, który rozpadł się na dwie części - szczęście w nieszczęściu to właśnie to sprawiło, że silnik udało się bezboleśnie rozebrać. Natychmiast przystąpiłem do czyszczenia całości, chrzestny w tym czasie próbował zbić, bezskutecznie, wał - wyrobiona przeciwwaga. Okazało się, że ma znajomego, który kiedyś regenerował mu wał w WSK - pojechaliśmy do niego, następnego dnia czop wału był napawany i mocno wciśnięty na prasie - oczywiście zrobił to naprawdę solidnie. Udało mi się zakupić od tego samego sprzedawcy cylindry, głowice i inne brakujące części. Szpilki zdecydowałem się sprostować, co później okazało się dużym błędem, ale nie wyprzedzajmy faktów. Zakupiłem nowe uszczelniacze, uszczelki, łożyska SKF i tłoki AK20 - wystarczyło złożyć całość. Rozebrałem również całe tłumiki, sprostowałem je, wyczyściłem z zewnątrz i w środku tak, że myśleli, że kupiłem nowe
Naprawiłem również oryginalną linkę stopu (na jej końcu zamiast oryginalnego lutu koncówka awaryjna do linek), przeczyściłem i złożyłem wszystko tak, jak powinno być - w tej chwili nie chcę się rozpisywać, bo temat i tak będzie długi
Po złożeniu jawa łapała z kopa, ale nie chciała odpalić - więc próbowaliśmy na pych. Chrzestny nie mogąc uwierzyć, że łapie tylko chwilę po czym cisza, rozebrał gaźnik, który niedawno czyściłem - okazało się, że przeoczyłem dyszę... Po jej wyczyszczeniu i ponownym pchaniu, wcześniejszym podładowaniu akumulatora (aby nie doszło do głębokiego rozładowania), jawa ożyła - ale mocno przerywała, źle reagowała na gaz, głośno chodziła, strzelała w prawy wydech.
Winowajcą okazała się stacyjka - rozebrałem ją całkowicie, wyczyściłem zaśniedziałe styki, złożyłem całość i problemy ustąpiły, ale jawa dalej nie odpalała ze startera. W tym momencie zapewne mógłbym zakończyć całość prac, ale natura perfekcjonisty dała się we znaki.
Zacząłem od zmiany świec, korekty zapłonu - pierwsze jego ustawianie zajęło mi około dwóch godzin (proszę się nie śmiać
), ale zrozumiałem całą jego zasadę działania, dzięki czemu dziś natychmiast poznaje objawy jego niepoprawnej pracy, oraz zajmuje mi to pięć minut, z czego najwięcej zdjęcie zbiornika. Później przyjrzałem się gaźnikowi - cały czas cofało się paliwo. Nic nie dała regulacja, zmiana pływaka - prawdopodobnie wytarł się rozpylacz. Zakupiłem nowy, chiński, jawa odpaliła w końcu z kopnięcia, nawet miała "wolne" obroty (2000rpm). W dalszym ciągu chodziła jednak głośno. Zdecydowałem się dokręcić głowicę - urwałem wtedy sprostowaną szpilkę, wystawało jej 5mm nad karterem przez co udało się ją wyciągnąć poprzez przyspawanie nakrętki. W późniejszym czasie jawa rzuciła palenie, paliła z pychu. Obstawiałem więc labirynt - dla niewtajemniczonych, mówiąc bardzo prostym językiem, rozdziela on dwie komory korbowe - w jawie, gdy jeden tłok jest w GMP, drugi byłby w DMP - gdyby nie to uszczelnienie ich siły by się równoważyły - objawem jest właśnie to, że nie podaje ona paliwa nad tłok przy zbyt niskim ciśnieniu - robi to dopiero na wyższych obrotach, czyli podczas pchania.
Jednak dla pewności skorygowałem zapłon - okazało się, że są luzy na wale. Ponownie więc, tym razem samemu, silnik trafił na stół i do rozbiórki - po zdjęciu cylindra zauważyłem, że przeciwwaga była luźna (ruszała się delikatnie przy dociśnięciu lewego czopa na zębatce). Po rozpołowieniu moje oczy zastały smutny widok - wał rozpadł się na kolejnym czopie... Łożysko środkowe miało potężne szumy, labirynt luzy. Byłem wtedy zrezygnowany ponieważ ceny wałów były wysokie, a regeneracja - niepewna. Udało mi się jednak dostać wał od znajomego, który również ma jawę - po regeneracji, zmienił go ze względu na dziwną pracę silnika na nim - po zmianie pierścieni dalej dzwoniła, więc obstawiał problem z wałem, ponieważ cylindry były po szlifie. Po jego zmianie, ustawieniu zapłonu, gaźnika, jawa... odpaliła z rozrusznika nożnego i trzymała wolne obroty - nie ukrywam swojego zachwytu, gdy po raz pierwszy usłyszałem, jak poprawnie pracuje.
Od tamtej pory silnik nie sprawiał problemów poza jednym - przestawiającym się zapłonem, czasem ciężko palił zimny.
Wymieniłem regulator - w starym spalił się styk, który odpowiadał za ładowanie, postawiłem na elektroniczny - ładowanie wróciło, paliła jednak bezpieczniki - po zmianie na 25A problem ustał, co ciekawe - do teraz ich nie pali, chociaż niby jest to duża różnica (oryginalnie 15A) to nie pali żarówek, udało mi się nawet dotrzeć do podobnych przypadków na internecie. Oryginalne poszycie siedzenia zaczęło się niszczyć, więc zakupiłem pokrowiec - nie żałuję. Odratowałem również bagażniki - ich ruchome elementy pordzewiały, pomalowałem je - jeden uchwyt musiałem spawać, stąd jest w tym miejscu naklejka - wolałem to niż podkład obok chromu.
Zapłon ustawiałem czasem po dwa, trzy razy dziennie, aż zakupiłem całą, nową, podstawkę i przerywacze. Pewnego razu jeden przerywacz... pękł, co zwróciło moją uwagę na całą podstawkę i w końcu znalazłem winowajcę - filc, którego... nie nasmarowałem, bo miałem to zrobić "później". Po jego nasmarowaniu, założeniu elpromowskich przerywaczy (polecam! mam również je w cezecie - jako jedyne tak dobrze współpracują z jawami), ustawieniu co do dziesiątej milimetra jawa... zaczęła nie mieć żadnych problemów. Ciepła trzymała równiutkie 1100 obr/min, jednak czasem gasła - padał akumulator. Prócz tego potrafiła znikąd spalić bezpiecznik. Mógłbym wymieniać wiele innych, nietypowych objawów, ale potwierdziło się jedno - jawa bez dobrego akumulatora nie chodzi poprawnie. Poszedł na gwarancję - od chwili jego powrotu pali zimna za każdym razem, rwie na każdym biegu, trzyma wolne obroty, nie pali bezpieczników. Wymieniłem także sitko kranika - stare przytykało go, przez co lubiła zgasnąć w czasie jazdy.
Później rozebrałem jeszcze klakson - cały. Przelutowałem wszystkie kable, niektóre wymieniłem, później podłączyłem go "na krótko" i regulowałem docisk membrany aż w końcu trup ożył - skręciłem go, ustawiłem ton, od tamtej pory działa, jak fabryka chciała.
Jak widać, przy jawie spędziłem dużo czasu, gdy zaczynałem prace byłem w mocnej rozsypce, była to moja ucieczka od wszystkiego (tuż obok pisania wierszy) - siedziałem przy niej od szóstej rano do 22. Mimo wszystko, nie żałuję - obecnie jest bezawaryjna, niezależnie od dnia - cieszę się, gdy usłyszę jej pracę, jak dziecko...
A teraz zdjęcia - mam nadzieję, że będą mówiły same za siebie - czekam na Wasze opinie, wrażenia, pytania!
Ponieważ zdjęć jest dużo, wysyłam Wam link do dysku Google - niektóre ważą więcej niż 2Mb, więc trochę by zajęło wstawianie, proszę o cierpliwość - ta bestia (internet) potrzebuje czasu
Teraz mi się nasunęło - za wyjątkiem wkładu przerywacza (dociąłem z nowego płytkę, tak by pasowała idealnie do obudowy oryginalnego z wybitymi napisami), gum łańcucha, opony tył (ma takie "od zawsze" - Metzeller, ale jednak nie Barum), pokrowca siedzenia (pod nim pełen oryginał), gaźnika (w razie czego mam oryginalny), tłoków, kontrolki luzu, simmeringów i gumy gaźnika, lusterka - jest to pełen oryginał. Breloczka z wiadomego powodu nie komentuję
Brakuje mi jeszcze a'la bagażnika na tył, odblasków bocznych, gum na głowicę i cylindry. Cylindry ktoś pomalował - ale zarówno one, jak i głowice są jawowskie. Z wiadomych przyczyn nie miałem innego wyjścia w ich kwestii
W przyszłości planuję rejestrować ją jako zabytek - nie jest kradziona, być może uda się odtworzyć dokumenty - a na pewno doda jej to uroku. Z tego co się orientuję ma pomalowane błotniki - fabrycznie był tam popielaty odcień szarego, choć widziałem takie egzemplarze, więc być może szły również z takimi.
LINK:
https://drive.google.com/drive/folders/1...sp=sharing