Ocena wątku:
- 0 głosów - 0 średnio
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Jubilat i Universal
|
Autor |
Wiadomość |
jurek_1961
Uczeń
Liczba postów: 176
Imię: Jurek
Skąd: Gdańsk
Pojazd: Inny Romet
|
|
23-09-2020 22:30:11 |
|
|
jurek_1961
Uczeń
Liczba postów: 176
Imię: Jurek
Skąd: Gdańsk
Pojazd: Inny Romet
|
RE: Jubilat i Universal
Najpierw nawiążę do postu zaz-a sprzed prawie trzech lat - dzwonek się znalazł i został zamontowany.
Ale nie o tym to ma być.
Zacznę tak: kiedy kilka Osób na Forum w różnym czasie oznajmiało, że zakończyło prace przy swoim "składaku" i teraz na nich śmigają, tak na co dzień, to ja parę razy pozwoliłem sobie wyrazić mój podziw i wielkie uznanie dla takich Osób, bo dla mnie taka codzienna jazda, to byłaby męka - tak uważałem.
Ale pewne okoliczności sprawiły, że ten mój wcześniejszy podziw i uznanie, bardzo znacząco się zmniejszyły. Wiem, że to zabrzmiało co najmniej bardzo nieładnie, więc pozwólcie, że się z tego dokładnie wytłumaczę.
Moje doświadczenia ze "składakami" to "Kos" (wiem, że to nie klasyczny składak, ale nie o to chodzi), którego dostałem na I Komunię i jeździłem nim tak prawie do końca podstawówki. Prawie, bo kończąc podstawówkę miałem już jakąś "kolarzówkę" (nie miała ona nic wspólnego w rowerem szosowym, nawet na tamte standardy) i jak się przesiadłem na koła 27 (albo 28), to tak już zostało do dzisiaj (nigdy nie miałem roweru na kołach 26).
"Kos" nie miał żadnego licznika, więc ani nie wiedziałem ile kilometrów przejeżdżałem, ani jak szybko (czy raczej wolno) to się odbywało. Ale dla młodszego nastolatka, który turlał się dookoła komina z kolegami z podwórka, nie miało to przecież żadnego znaczenia. Za to "przesiadka" na koła 27, to był przeskok niesamowity. I to są całe moje doświadczenia ze składakiem, bo kilku wyjazdów na Jubilacie (nawet nie raz w roku) i zrobieniu za każdym razem koło 10 kilometrów, to nawet nie liczę.
Natomiast parę tygodni temu pojawiły się u mnie jakieś bóle pleców i pomyślałem, że zamiast siedzieć w domu, wyciągnę spod folii Jubilata i spróbuję, może coś z tego będzie...
No i było. Przez pierwszych kilka dni uzbierało się trochę kilometrów i wyglądało to nawet obiecująco. Wtedy pomyślałem, że może by tak pojeździć tym Jubilatem (i TYLKO nim) cały miesiąc - dokładnie 31 kolejnych dni - i zobaczyć co z tego wyniknie. Ale potem przyszło mi do głowy, że granicę "kalendarzową" lepiej zamienić na jakieś konkretne kilometry. 1000 wyglądało ładnie i było takim konkretnym wyzwaniem, a co najważniejsze, wydawało się być w moim zasięgu.
I się udało. Ale nie te kilometry są ważne. Otóż okazało się, że Jubilat jest zupełnie normalnym rowerem. Jeździło się wygodnie (siodełko zmieniłem), plecy nie bolały, siedziało się bardziej prosto, szerokie opony wszelkie nierówności lepiej wybierały (różnica między 25 a 47 jest kolosalna), a kolejne kilometry "nawijały się" całkiem sprawnie. Było wolniej, co szybko zauważyłem, bo praktycznie wszyscy zaczęli mnie wyprzedzać. Jubilat ma mechaniczny licznik (z epoki) z jedną funkcją - zlicza sumarycznie wszystkie przejechane kilometry - ale przecież wystarczyłoby spojrzeć na zegarek (a jeszcze lepiej włączyć stoper), a po powrocie do domu mała arytmetyka i byłoby dokładnie wiadomo o ile wolniej. Ale po co? To akurat nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Ważne, że mi się podobało i było po prostu przyjemnie tak się turlać.
I kończąc - bo trochę się tego nazbierało - to dotąd uważałem, że codzienna jazda na "składaku" to ogromne wyzwanie, albo poświęcenie, czy wręcz katorga i trzeba naprawdę kochać swojego "Karata", czy "Wigry', żeby się na Nim codziennie męczyć.
A tu okazało się, że to wcale nie prawda, bo na Jubilacie jeździło się jak na każdym innym rowerze, tyle, że inaczej, ale na pewno nie gorzej. I właśnie dlatego to moje uznanie i podziw dla Osób, które jeżdżą tak na co dzień, już nie jest takie wielkie.
W sumie to bardzo się cieszę, że po ponad czterech dekadach, trochę przypadkiem, ale wróciłem na "składaka", bo było to ciekawe i całkiem przyjemne doświadczenie...
|
|
14-06-2023 21:33:08 |
|
|
jurek_1961
Uczeń
Liczba postów: 176
Imię: Jurek
Skąd: Gdańsk
Pojazd: Inny Romet
|
RE: Jubilat i Universal
Jak słusznie zaz napisał - pewnie, że można...
Można by też dołożyć klasyczną przerzutkę z epoki (np. Favorita, nawet mam taką) i wolnobieg 5-cio rzędowy. I wtedy z Jubilata zrobiłby się Zenit. Pewnie znalazłoby się też parę innych pomysłów. I zapewne jeździło by się lżej.
Ale po co? Teraz jest oryginał (a po zamontowaniu dzwonka zrobił się - jak sam to kiedyś napisałeś - kompletny rower). I taki zostanie. Trafił z powrotem pod folię i postoi tam pewnie co najmniej do przyszłego roku.
Pomysł na te 1000 kilometrów "urodził się" trochę przypadkowo. I udało się to zrobić. Ale najważniejsze było dla mnie to, że bardzo mi się ta cała zabawa podobała i nic nie było "na siłę". Miałem ochotę pójść na rower, to wychodziłem, jak nie - to nie. Nic mnie nie goniło, nigdzie się nie spieszyłem, a to, że wszyscy mnie wyprzedzali, też było bez znaczenia. Przecież zawsze będzie ktoś, kto będzie jechał najwolniej.
Trochę kilometrów na tych moich rowerkach robię i kolejny tysiąc, który pojawia się od czasu do czasu na liczniku któregoś z nich, jest dla mnie zupełnie normalny i nie robi na mnie specjalnego wrażenia. Ale kiedy na liczniku Jubilata pojawił się TEN tysiąc, to była to dużo większa frajda i satysfakcja, bo to jednak nie było takie łatwe. Ale było warto...
|
|
14-06-2023 23:35:46 |
|
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek:
|
|