Satelita '89
|
Autor |
Wiadomość |
Dawdzio
Hold my mustache!
Liczba postów: 2,610
Imię: Dawid
Skąd: Chojnów (DLE)
Pojazd: Inny Romet
|
Satelita '89
Pierwsze auto.
Większość z nas stanie kiedyś przed takim wyborem. Co będzie odpowiednie? Ja wiedziałem już dziesięć lat przed uzyskaniem prawa jazdy. Niestety fundusze usilnie sprzeciwiały się mojej decyzji, więc musiałem wybrać coś tańszego. Celowo szukałem czegoś niewielkiego, o małej mocy. W oddali widziałem gdzieś 126p, ale nie na niego padło. Kupiłem to:
Cinquecento 700. Jak dla mnie nic więcej mu nie trzeba. Po złożeniu tylnej kanapy jego ładowność jest zaskakująco wielka. Weszło wszystko co tylko wejść musiało: telewizory, szafki, motorowery, długo by wymieniać. Pozwolił mi zarobić na swojego następcę, złego słowa o nim nie powiem. Dwa miesiące, dzień w dzień dowoził mnie do pracy i z pracy 25 km. Zrobiłem nim 13 tyś. km, bez ani jednej usterki w trasie.
Swoją drogą... aktualnie jest na sprzedaż.
Ale to nie o pierwszym samochodzie miało być, a o tym wymarzonym.
Dwa miesiące wakacji i kolega, który pamiętał o mnie, kiedy szukali ludzi u niego w pracy, pozwoliły mi na niego zarobić.
Najchętniej utrzymałbym was w tajemnicy do końca, ale to by nie miało sensu
A więc, oto on. Moja awaria. Jak to kiedyś ktoś napisał: pali na dwa gary, nierówno pracuje, brak mu mocy, a poza tym bierze olej i dymi...
Jedyny w swoim rodzaju: Trabant 601.
Zastanawiacie się pewnie dlaczego? Otóż dlatego:
I pierwszy wyjazd nad morze, ok. 2005r.:
Niestety, tanie samochody z Niemiec oraz zatarcie się silnika przekonały rodziców do sprzedania Trabanta, pomimo tego, że oferowałem im oszczędności mojego całego, dość krótkiego wtedy, życia na zakup nowego silnika (ale rozumiem ich, Fiat Tipo a Trabant to jak niebo a ziemia).
Minęło sporo czasu i tak oto pojawiamy się w środku wakacji roku 2017. Od niecałego roku jeżdżę już Cinquecento i robię po 10 godzin dziennie, żeby zarobić na mydelniczkę. Przeglądając jak codzień ogłoszenia na OLX trafiłem na, jeszcze nie mojego, Trabanta do sprzedania w Rzgowie (pod Łodzią). Zwykle bym sobie odpuścił z racji odległości, ale akurat byliśmy na wczasach, więc pomimo tego, że i tak należałoby nadłożyć sporo kilometrów, szansa na obejrzenie go była większa. I, o dziwo, udało mi się namówić rodziców na powrót do domu przez Łódź ( "zaledwie" 300km więcej do przejechania). Obejrzałem go, ale właściwie kupił mnie już na starcie. Jazda próbna w wykonaniu poprzedniego właściciela była, jakby to ująć... dynamiczna. W moim przypadku wyszło trochę gorzej, bo o ile znałem układ biegów na pamięć, to jednak wbiłem wsteczny (jak jedynka, tylko kawałek dalej), ale po złym starcie nie poszło źle.
Kupiony, wracamy za tydzień.
Pierwotny plan zakładał powrót na kołach przez wsie, a tymczasem laweta pojechałaby autostradą. Dlaczego laweta? Bo do jednego samochodu dostałem kolejne półtora wraz z nadwoziem Universal, które było mi potrzebne jak piąte koło... w Trabancie Ale nie było wyjścia, tylko tak dało się go kupić (może to i lepiej, nadwozie później wymieniłem na tzw. jaskółkę, czyli wzmocnienie poprzeczne ramy do którego mocuje się ramę z silnikiem i przednim zawieszeniem, element ten w samochodzie był całkiem nieźle zgnity). Ostatecznie dałem się jednak namówić na wzięcie lawety z przyczepą i zabranie całości za jednym zamachem. W sumie dobrze się skończyło. Ostatnie 10km do domu przejechał już o własnych siłach... na trzy razy. Zaczynając od baku, a na gaźniku kończąc, wszystko było zawalone brudem.
Walkę zakończyłem dopiero po kilku miesiącach (oczywiście nie odmawiałem sobie jazdy, pomimo silnika i przedniego zawieszenia trzymającego się na połowie tego, czego trzymać się powinny) Na zimę zdążyłem.
A zimą, Trabanta mogę polecić każdemu. Odpala na zawołanie, a wnętrze szybko się nagrzewa (pod tym względem Cinquecento wymięka, a o 126p nawet nie ma co wspominać). Lecz nie ma róży bez kolców. W ciągu kilku pierwszych kilometrów najważniejsza jest... skrobaczka w ręku, bo wydychane powietrze zamarza na przedniej szybie.
Także w terenie nie jest najgorszy. Bardzo dobrze wybiera nierówności (może dzięki temu, że waży niewiele). Jedynie trzeba zawsze pamiętać o tym, żeby jak najmocniej zwolnic przed progami zwalniającymi, bo zbyt wysoka prędkość (szczególnie podczas przejeżdżania przez te najchętniej stosowane przez naszych drogowców) gwarantuje spotkanie z dachem pierwszego stopnia. Mimo to bardzo lubię wjeżdżać w miejsca, które chwilę wcześniej dość głośno przetarły podwozie jakiegoś nowoczesnego rupiecia
A jeśli chodzi o zdjęcia, to najbardziej lubię to:
Ostatnie miejsce pod szkołą. Hałda piachu w zagłębieniu pokonała już nie jednego, więc stanąłem zapobiegawczo, lekko skosem, żeby mieć pod kołami jak najmniej piachu.
A w tle widać kolegę, który swoim, jednoosobowym, dwubiegowym, wielokrotnie przepłaconym czerwonym wynalazkiem zajął przedostatnie wolne miejsce jednocześnie wygrywając od znajomego dychę w zakładzie pt. "JA nie wjadę?!"
A przyszłość? On ma zapewnioną spokojną przyszłość na następne pół wieku. Ze mną gorzej, bo w tym celu chyba będę musiał pozbyć się nerki. Nadproża są nowe, ale wstawiane spawarką elektrodową przy zbyt dużym prądzie (powypalane dziury na wylot). Lakier z daleka wygląda dobrze, ale już z bliska widać wszystkie zacieki i tzw. "skórkę pomarańczy" (posiada zresztą kilka ubytków, co doskonale widać po przednim zderzaku, który zabezpieczałem tym, co akurat miałem na pędzlu ), więc i malowanie go czeka. Jeden wahacz ma już ładną dziurę, ale zdążyłem już zaopatrzyć się w komplet innych, zdrowych (jedynie weny brak). Szyba przednia ma dość szeroką rysę po wycieraczce i cieknie, a fotel kierowcy trzy miejsca mocowania i spora nakrętkę z jeszcze większą podkładką zakrywającą ubytek w podłosze jako czwarte mocowanie. Ostatnio coś wydaje pojedynczy stuk przy hamowaniu, a wiatrak chłodzący silnik szumi coraz głośniej. Póki co na malowanie i resztę napraw blacharskich mnie nie stać, więc chociaż wymienię łożyska dmuchawy i pomaluję tylne lampy (mam nadzieję, że ze zderzakami, ale może braknąć farby) w kolor przednich (o ile mi weny starczy).
Ale co tam o wadach. Ubezpieczenie niskie (595ccm i 1989r.), pali niewiele (cztery osoby na pokładzie w trasie - 5,5l/100km; co tam, że zimą w mieście nawet 16...), a wzrok i uśmiechy ludzi - bezcenne. Trochę już razem przeżyliśmy, a jeszcze więcej przed nami. Długo by pisać.
Szerokości!
Wzmożona kontrola społeczna złomowisk podstawą sukcesów w zdobywaniu interesującego mienia.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15-06-2020 18:36:21 przez Dawdzio.)
|
|
02-09-2018 01:59:55 |
|
4 użytkowników postawiło piwo Dawdzio za ten post:4 użytkowników postawiło piwo Dawdzio za ten post.
gabriel0 (01-01-2019), pawel07 (01-23-2020), RaszkoV (04-22-2021), zbieracz rometów (06-25-2019)
|
Dawdzio
Hold my mustache!
Liczba postów: 2,610
Imię: Dawid
Skąd: Chojnów (DLE)
Pojazd: Inny Romet
|
RE: Satelita '89
Szkoda, że tylko karoseria, reszta niestety gnije jak wszystko inne. Są tego plusy, są minusy.
1.1 już nie ma tego czegoś, taki trochę na siłę był (jak lampy tylne jeszcze bym zniósł, tak zderzaki są po prostu okropne, szkoda że nie zostawili metalowych, które były w prototypie). Chociaż Trabant z silnikiem czterosuwowym musi być samochodem bardzo praktycznym. Prowadzi to się dobrze, jest lekki, bagażnik wielki, a po montażu gazu jest tani w utrzymaniu. Ale jednak bez tego dźwięku nie da się żyć. Ostatnio jeżdżę znów Fiatem. W Trabancie zerwała się poduszka pod silnikiem, chciałem wymienić przy okazji wszystkie, ale jednej nie było na magazynie. Wczoraj przyszła, ale nie ta, jaka powinna. Okazało się, że wina trochę jest po mojej stronie (zamówienie), trochę po stronie sklepu (niezupełnie jasny opis), więc muszę zamówić jeszcze tą jedną brakującą. I tak stoi już trzy tygodnie, czasem zrobię tylko jakieś małe kółko, żeby go rozruszać. No i już po tygodniu bez pyrkania dwusuwa byłem tak za tym stęskniony, że silnik odpalony na próbę po wymianie zaworka iglicowego chodził prawie kwadrans, bo się nasłuchać nie mogłem
Wzmożona kontrola społeczna złomowisk podstawą sukcesów w zdobywaniu interesującego mienia.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 27-09-2018 23:59:19 przez Dawdzio.)
|
|
27-09-2018 23:54:04 |
|
|
Dawdzio
Hold my mustache!
Liczba postów: 2,610
Imię: Dawid
Skąd: Chojnów (DLE)
Pojazd: Inny Romet
|
RE: Satelita '89
Co ja tam miałem? A!
Kolejna wizyta na pewnym podwórku. Świetne miejsce, pasuje tam jak żaden inny:
Jedynie za czysty. Gdyby nie to, to można by uznać, że jest już integralną częścią tego płotu
W październiku nastąpiła drobna, ale bardzo znacząca zmiana, która zdecydowanie poprawiła jego wygląd. Kto zauważy?
A później tak się toczyliśmy razem, walcząc z cieknącą szybą. Odkryłem dlaczego przy wpiętym w układ paliwowy elektrozaworze musiałem mieć dużo paliwa w baku, żeby móc się przemieszczać (nigdy nie zgadniecie, zapchał się kranik). Wpadło radio, opadły drzwi (wyrobiona oś zawiasu), naprawiłem drżącą szybę w drzwiach kierowcy... no dobra, zdrutowałem, ale drewniane kołeczki działają jak powinny
Ale są i dwie poważniejsze historie.
Trafiła się robota na miejscu, więc Trampek stał sobie spokojnie pod blokiem z odpiętym akumulatorem (wspominałem już na co cieknie woda jak już zbierze się jej wystarczająco dużo w uszczelce?). Od połowy grudnia zamek zacząć trochę ciężko chodzić. Nic niezwykłego, myślę, zima jest, pewnie przymarzł. Tydzień walczyłem z nim symulując próby naprawy (może to psiknąć? może jednak nie?), aż wreszcie przyjrzałem się mu bliżej. No nie powiem, spodziewałem się wszystkiego, ale tego nie:
Widocznie jakaś skończona menda "zapomniała kluczyków", ale miała przy sobie śrubokręt. Na szczęście starsza o przynajmniej dekadę od auta wkładka made in DDR skutecznie odparła atak. Ale jak to fizyka głosi: "Każdej akcji towarzyszy reakcja równa co do wartości i kierunku, lecz przeciwnie zwrócona." Skoro tak...
A wczoraj pojechaliśmy z kolegą na małą wycieczkę. Niestety szeroka i dość równa droga polna w połączeniu z puszczoną dość głośno muzyką klasyczną uśpiła moje ostatnie pokłady zdrowego rozsądku co poskutkowało wyzwoleniem siły odśrodkowej skierowanej sinusoidalnie...
Czy wspominałem już o ładnie wygnitej dziurze w wahaczu? Tak? Niemożliwe...
To może ja dla odmiany z francuska: żeten...
ale tera jes spoko gleba zapoda sie jaki zaje felunek pletwe na wypasie baspule i podwojny wygar to bedzie szpan na dzielni że sie seba w golfie zagotuje hehe he
Nie no, żartuję. Dwa nowe wahacze z pełnym oprzyrządowaniem już czekają na montaż (gdzieś tak od czerwca...), więc pozbędę się za jednym zamachem usterki, tłukących się amortyzatorów i zyskam znacznie lepsze hamulce. Problem polega na tym, że tak z tydzień temu uznałem, że dobrym pomysłem będzie je ocynkować, żeby przedłużyć ich żywot, a wygląd aktualnie zamontowanego wahacza wewnątrz i na zewnątrz jedynie mnie w tym umacnia. Problem w tym, że miałem cynkownię na miejscu, ale padła trzy lata temu (robili zbyt dobrze za zbyt tanio ). Póki co szukam rozglądam się za czymś jak najbliżej, a Trabant, w duchu swojej epoki, wypoczywa na parkingu:
Suwmiarka Tylko pozazdrościć wyczucia, właśnie tworzyłem powyższy zbiór przypadkowych znaków
Fiat z drobną przerwą wciąż wisi na OLX. Jeździł trochę jak Trabant miał przerwy wynikające z nadgorliwości właściciela, a jak rzuciłem w diabły robotę to go postawiłem i sobie stał. Ostatnio trochę nim pojeździłem, żeby go rozruszać, ale odkąd mam pracę na miejscu to jeszcze bardziej niż wcześniej dwa auta są mi zbędne. Stanie na parkingu mu nie sprzyja, a ja nie mam dokąd jeździć jednym autem, a co dopiero dwoma.
Miałem póki co dwa telefony. Jeden facet szukał "szczurka na dojazdy do pracy", bo mu szkoda było jego auta. Rozmawiał ze mną szczerze, "jak coś się zepsuje to oddam go na złom", więc jego szanse spadły niżej, niż najniższa głębia oceanu. Kobieta z Kłodzka chciała, żebym jej go dostarczył za dopłatą, ale po namyśle uznałem, że jest to samochód wiekowy, ma swoje humory (szczególnie na zimnym silniku), więc nie chcę wprowadzać nikogo w błąd i możliwy jest tylko odbiór osobisty na miejscu przy zimnym silniku. Poza tym jedna wiadomość na OLX: "Czy sprzeda pan za tysiąc?" Powstrzymałem się od zarzucenia tego osobnika wyzwiskami i kulturalnie spytałem, czy na podstawie samych zdjęć uznał, że ten samochód nie jest wart więcej niż tysiąc. Nie odpisał.
Zresztą sami możecie zobaczyć:
https://www.olx.pl/oferta/fiat-cinquecen...df39ac763f
Ale jedno trzeba mu przyznać: zawsze kiedy go potrzebuję to mogę na nim polegać. Tylko raz zatrzymał się i stwierdził, że "niejade". Było to jakieś dwieście metrów od domu. Odkręciła się wtedy nakrętka, która trzyma razem membrany w mechanicznej pompce paliwa w wyniku czego ciecz napędzająca przestała płynąć. Diagnoza i naprawa zajęły kwadrans dnia następnego (co się będę po ciemku męczył jak byłem tuż pod domem).
Wzmożona kontrola społeczna złomowisk podstawą sukcesów w zdobywaniu interesującego mienia.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15-06-2020 18:42:47 przez Dawdzio.)
|
|
07-01-2019 23:16:31 |
|
2 użytkowników postawiło piwo Dawdzio za ten post:2 użytkowników postawiło piwo Dawdzio za ten post.
joozek (01-07-2019), pawel07 (01-23-2020)
|
Dawdzio
Hold my mustache!
Liczba postów: 2,610
Imię: Dawid
Skąd: Chojnów (DLE)
Pojazd: Inny Romet
|
RE: Satelita '89
Nikt nie zauważył. Mało widoczna rzecz, a znacznie poprawia odbiór całości. W "magiczny sposób" otwory w atrapie przestały rzucać się w oczy
Texas Ranger No nie wiem. Ich już praktycznie nie ma. Odkąd się nim kręcę, nie licząc dni, kiedy w okolicy odbywa się jakiś zlot, mogłem spotkać drugiego na drodze tylko raz (nie udało się, bo akurat pojechałem Cinquecento). A tak to nic. Zero. Nawet 1.1. Choćby zmęczonego trupa na lawecie. Jeśli już jakiś się trafi to jest odszykowany, wypucowany i akurat jedzie na zlot (w przeciwieństwie do mojego, który jest wiecznie brudny* i zwykle akurat porusza się w przeciwną stronę). Co prawda zwykle jeżdżę "w koło komina", ale wiem, że kilka Trabantów tu jest i nie widziałem jeszcze żadnego w inny dzień niż jakiś spęd klasyków.
*-to przez ten okropny lakier brud tak się do niego lepi. Na całym aucie jest tzw. skórka pomarańczy, wystarczy go dotknąć lekko zabrudzoną ręką czy rękawiczką podczas jakichś prac i bez porządnego szorowania gąbką z płynem się nie obędzie. Dlatego pod znaczkiem jest taka szara plama na masce od zamykania jej, podobna jest na bagażniku i w okolicach klamki oraz na ramce drzwi kierowcy.
zaz
Myślałem nad kombi, ale odpychająco działały na mnie spore przerwy między oparciem tylnej kanapy a nadwoziem, bez których nie dałoby się złożyć jej na płasko. Zresztą ten prestiż sedana czy limuzyny, jak to nazywali w oryginale, sprawia, że ludzie patrzą inaczej na... co ja gadam... Prestiż? W Trabancie? Nie ma i nie będzie. I całe szczęście. Na pohybel prestiżom!
Choć nie ukrywam, przydałyby się czasem możliwości przewozowe wersji kombi, bo choć sedan bagażnik ma wielki to otwór jednak już nie i nawet gry zdejmę oparcie kanapy to jeśli czegoś nie przecisnę przez klapę lub drzwi (gdyby jeszcze otwierały się pod wiatr...) to nie ma szans. Już kilka razy wiozłem jakieś większe graty czy skrzynie wewnątrz choć bagażnik był pusty i zmieściłyby się w nim bez problemów, ale kto je tam włoży? Choć nie ukrywam, mam plan jak temu zaradzić i z pewnością się pochwalę, gdy go zrealizuję.
Znów okrągła liczba postów, wypadałoby coś więcej napisać.
Po kilku miesiącach nie wytrzymałem, wyszarpałem z piwnicy jakiś stary wahacz, pomalowałem i założyłem go. Nie wiem jak ludzie mogą jeździć takimi autami tylko w sezonie, ja w strasznych bólach nie dociągnąłem nawet do trzech miesięcy, a gdzie tam jeszcze do sezonu. Ocynkowane wahacze leżą sobie w piwnicy. No co? Przecież jeździ...
W tym czasie trafił się elegancki znaczek:
Taka wisienka na przygniłym torcie
Odwiedziliśmy lata '90:
Dziwny format, bo musiałem usunąć ślady przyszłości...
I tak, ten kołpak to patologia. Ale nowe, węgierskie szczęki to straszny szajs, bębny grzeją się niemiłosiernie, muszę oddać stare do oklejenia. Zresztą spokojnie, był tylko kilkanaście dni, później gdzieś zniknął... Teraz są pomalowane na czarno metalowe dekielki z Wartburga (mam opory przed zakładaniem tam plastiku, ale kiedyś oryginały wrócą).
Pola, łąki i lasy:
I powiem tak: nie podobały się tandetne światła dzienne za kilkanaście złotych? Proszę bardzo. Po tym jak odłamała się blaszka mocująca i cała lampka lekko drgała zgasł najpierw jeden LED, później trzy. Operacja pozwoliła wykryć raka w postaci przerdzewiałej nóżki rezystora (choć i tak poprawiłem ich szczelność w stosunku do oryginału), a prowizorka w postaci olania zepsutych elementów (15gr za rezystor?! Jeszcze czego!) nie przyjęła się. Lampy zdjąłem jakoś pod koniec kwietnia i zaczęła się walka. Jadę bez świateł, bo mam tylko dwa kilometry przez miasto. Jak zapalę to silnik ledwo żyje, a ja zapomnę zgasić. Ludzie pokazują, że nie mam świateł. Przy trzecim z kolei zapalam dla świętego spokoju pozycyjne. Przyjeżdżam pod dom, zamykam drzwi, odchodzę, obracam się, przeklinam, otwieram drzwi, gaszę światła, zamykam i idę do domu. Lub w wersji hard po kwadransie sąsiad przychodzi, że świateł nie zgasiłem, więc schodzę i gaszę. W trasie gorzej. Słońce wypala oczy, więc trzeba byś ślepym i głuchym, żeby mnie przegapić, ale nie dają spokoju. Miło z ich strony, solidarność kierowców, bo mandat, itd., zresztą sam też migam na światła. Żeby oszczędzić innym zmartwień i sobie nerwów zapalam, bo gdy nie trzeba stać na krzyżówkach to nie robi mi to różnicy. Dojeżdżam, gaszę silnik, zamykam drzwi. Wracam po dwóch godzinach, a przed Trabantem słońce nigdy nie zaszło, rozrusznik kręci ostatkiem sił.
Nie no, tak nie będzie. Trzeba się wreszcie zabrać i zamontować światła kupione kilka dni po zdjęciu poprzednich. Przy czym te kosztowały o zero więcej, więc szkoda je męczyć w błocie i wodzie montując je tuż przed kołami. Wczoraj dokonałem zbrodni na klasyku. Szykujcie stos, ostrzcie widły:
Tak, wiem, są paskudne. Wiem też, że spłonę w piekle, nie mam szacunku dla klasyka, morduję dzieci, foczki, misie i małe kotki (akurat na to światła wpływu nie mają). Ale nawet nie wiecie jak to ułatwia życie. Wreszcie policjanci będą mogli przestać machać mi, żebym światła zapalił
O tym, że nie męczę przełącznika, silnika oraz akumulatora, mogę migać długimi (ten sam przełącznik zmienia długie/krótkie na światłach) i inni kierowcy, motocykliści, motorowerzyści, rowerzyści i piesi (którym bardzo serdecznie dziękuję) nie pokazują mi już, że nie mam świateł nie wspomnę. Bardzo ułatwiają kręcenie się nim codziennie, kiedy tylko chcę lub muszę. Dla tego wszystkiego jestem w stanie przetrawić to, że one tam są. Szczególnie, że z wnętrza ich nie widać, bo gdy przechodzę koło niego to nie mogę na nie patrzeć
Wzmożona kontrola społeczna złomowisk podstawą sukcesów w zdobywaniu interesującego mienia.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15-06-2020 18:46:12 przez Dawdzio.)
|
|
11-08-2019 00:43:26 |
|
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
|
|