Ahoj!
Przedstawiam Wam mój najnowszy rowerek - połyskującego pięknym,
metalicznym granatowym kolorem Flaminga...
Ale zacznijmy od początku, czyli od... zeszłych wakacji!
Otóż zmierzaliśmy naszą Toyotą do Chorwacji. Była jakaś szósta rano -
właśnie obudziłem się gdzieś na Węgrzech po nocy przespanej
z głową opartą o plecak. Było szaro, zimno, minę miałem nietęgą,
położyłem sobie na kolanach wręcz pedantycznie ułożony kocyk
i przysypiałem. Mama nagle stwierdziła śmiejąc się, że ja to po prostu cały
emeryt w ciele 12 latka. Jeżdżę składakami, nie lubię zmieniać swoich przyzwyczajeń, jestem uparty, czasami złośliwy, teraz jeszcze ten kocyk,
no i mam... znakomite kontakty ze staruszkami! Na początku trochę się
fochnąłem, ale po chwili wszystko przeanalizowałem
i stwierdziłem, że to może właśnie zaleta? W szczególności zatrzymałem się
przy tym ostatnim - fakt staruszki mnie lubią.
Może dałoby się to jakoś wykorzystać...
Marzec tego roku. Początek sezonu. Pojechałem moim Flamingiem
(tym starym oczywiście) do pobliskiego sklepu po parę drobiazgów.
Spotykam tam pewną panią na ślicznym czerwonym Tylerze Wigry.
Oczywiście natychmiast mówię, że ma Pani piękny rower i ja jestem kolekcjonerem takich i czy by mi go nie sprzedała.
Pani okazała się bardzo sympatyczna i mimo, że nie chciała mi go sprzedać,
bo nim jeździ, obiecała poszukać, czy ktoś z rodziny lub znajomych
nie miałby takiego roweru. Od tego czasu widywaliśmy się często,
zamienialiśmy parę słówek i tak mamy dziś koniec lipca.
Wczoraj, gdy krążyłem w okolicach z kuplami, zatrzymaliśmy się
pod sklepem, by zakupić tam słynne już w naszej okolicy lody za 50gr.
Spotkałem tam też panią, o której wspominałem. Powiedziała, że chyba znalazła kogoś, kto miałby taki rower i żebym podał jej numer telefonu.
Nie pamiętam swojego, a mój chrzaniony szajsung nawet nie potrafi
mi powiedzieć jaki mam! Na szczęście z pomocą przyszedł kolega
i podał numer. Potem, gdy jeździmy sobie dalej dzwoni telefon
z nieznanym mi numerem. Odbieram i okazuje się, że jest ta ta pani.
Mówi mi, że namierzyła kogoś i podaje mi adres. Od razu pędzimy
pod wskazane miejsce, dzwonię do furtki i otwiera mi pewien pan.
Wiedziałem, że skądś go znam, ale nie wiedziałem skąd. Na podjeździe
czeka na mnie ów Flaming. Pan pyta się, czy taki by mnie interesował?
Mówię, że tak, właśnie takie zbieram! Pytam się ile by za niego chciał,
a on odpowiada, że nic, żebym go sobie wziął. Byłem nie do opisania
szczęśliwy! Wychodząc zobaczyłem jaskrawo-żółtego Seata i już wiedziałem, kto to był. Tata koleżanki z pracy naszego Taty.
Było już po fakcie, ciekawe, czy mnie poznał?
Kiedy go holowałem, koledzy płonęli z zazdrości, ludzie
się dziwnie patrzyli, a mnie zaczęło się już kończyć miejsce na twarzy
na ciągle rosnącego banana radości.
Dokładne oględziny roweru zrobiłem dopiero dzisiaj.
Do wymiany jest korba (spawana), tylne koło (made in China),
być może kierownica na "kozę" i kiedyś siodełko, bo te jest na jednym rogu nieco rozdarte, do założenia elektryka, pompka i narzędziówka.
Jedynym grubszym problemem jest dospawane nowe mocowanie
osłony łańcucha (była tam założona osłona z Kowalewa).
Jednak oryginalne odtworzę (tutaj wielka prośba do Wnusia
o dokładne zdjęcie przedniego mocowania
).
To na razie tyle, jak się widzi?
P.s. Olbrzymie podziękowania dla mega życzliwej Pani i Pana.