Czołem!
Jak zauważyliście w moim standardowym temacie zabrakło słowa "posiadłem".
Dlaczego? Dlatego:
Jak widzicie kupiłem ostatnio jakieś totalne zwłoki, o których na razie ciężko mówić nawet rower.
Niedawno zapytałem się MichalaSR50, który mieszka w moich rejonach,
czy nie zna może jakiś fajnych złomików. Napisał mi parę adresów,
a ja, gdy tylko miałem jakiś wolniejszy dzień pojechałem na polowanie.
Trochę pobłądziłem, przy okazji zajechałem na znany mi już wcześniej skup, na którym oczywiście nic nie było, potem dotarłem na ten zaplanowany i ujrzałem całą stertę rowerów! Trupiasta Kama, rama do Jubilata, sporo kół, krzywe resztki flaminga pomalowane z pędzla, sporo chińców i innych mniej istotnych pierdół i resztki Wigry! Jako, że byłem rowerem, a facet już zamykał, wziąłem szybko rower najbliższy mojemu sercu, czyli właśnie Wigry, pod pachę szybko jeszcze dwa koła, wcisnąłem 20zł, jakoś się upchałem na mojego osiołka i ruszyłem szczęśliwy do domu.
Po drodze przerysowałem ze dwa samochody, raz zgubiłem ładunek, parę razy o mały włos się nie wywaliłem, ale dokulałem się jakoś. Jakoś.
Gdy obejrzałem w domu dokładnie Wigry, stało się jasne, że przywracanie do oryginalność, czy jakieś reanimacje nie mają sensu.
Lakieru zostało jakieś 50%, widelec prawdopodobnie do wymiany, bo koło się w nim nie mieści (co ciekawe, wydaje się być idealnie prosty!),
do tego urwana jest blaszka trzymająca błotnik i nóżkę. No właśnie...
jest urwana! Wtedy przypomniało mi się coś, o czym marzyłem, gdy tylko zacząłem zabawę z Rometami! Wigry z przerzutkami! Tylko, że nigdy nie miałem odpowiedniej do tego bazy, a nie posiadałem również odwagi zrobienia czegoś takiego na jakimś "fajnym" egzemplarzu. No a teraz już mam bazę, doświadczenia trochę przybyło, więc plan jest jasny.
Zdobywam jakiegoś chińca (byleby miał w miarę dobrze przerzutki), wybebeszam, przystosowuję do Wideł, wszystko składam w całość
(nie chodzi tu o oryginał) i ujeżdżam ile wlezie.
Co sądzicie?