Nooo, doczekałem się. Nabyłem Wieśkę!
Wszystko zaczęło się już jakieś 4 lata temu, gdy tato powiedział mi, że jego brat cioteczny kiedyś miał WSKę Czwórkę i mógł jej nie sprzedać. Pewnego dnia spotkaliśmy go na cmentarzu na Wszystkich Świętych i poruszyliśmy temat motocykla. Rzeczywiście, nadal posiadał WSKę, z tym że postawił ją w szopie X lat temu i od tej pory nie ruszał. Wstępnie się umówiliśmy na oględziny, a on miał zadzwonić dokładnie kiedy. I tak zleciały te 4 lata, widocznie zapomniał o temacie. Aż do niedawnego czasu, gdy podczas przypadkowego spotkania znowu poruszyliśmy temat WSKi. Tym razem obiecał, że da nam szybko znać i będziemy mogli ją obejrzeć, bo i tak zamierza zrobić porządki w szopce. Nie bujał, bo po niecałym tygodniu zadzwonił, byśmy przyjechali. Otworzył od dziesięcioleci zabałaganioną szopę i zeszło nam się pół godziny, zanim dokopaliśmy się do motoru. Wyciąganie zajęło kolejne 15 minut, aż w końcu po 30 latach Wiesia ujrzała światło słoneczne. Jej stan, że tak się wyrażę, powalił nas na kolana, ale w negatywnym sensie, bowiem czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy. Kurz osiadł na lakierze w takim stopniu, że na sucho nie szło go wytrzeć, a w schowku pod siedzeniem walały się odchody mysz. Jednakże okazało się, że motocykl posiada pełną dokumentację, ze wszystkimi PRLowskimi kwitkami o charakterystycznym zapachu. Uzgodniliśmy cenę 0 złotych, doliczając przyjazd po nią z przyczepką, jednak postanowiliśmy wręczyć chociaż symboliczne pół litra, w gustownym opakowaniu. W ten sposób każdy był zadowolony
Dobra, po ściągnięciu z przyczepy pora dokładniej obejrzeć motocykl, a raczej jego wrak. I owszem, jest strasznym szrotem, który mimo długookresowego garażowania w suchej szopce przerdzewiał dosłownie wszędzie, co do jednej śrubki. Dlaczego tak się stało tego nie wiem, chyba zostały złamane prawa fizyki. Rudy nalot osadził się gdzie mógł a nawet głębiej, co w połączeniu z mnóstwem pajęczyn i półcentymetrową warstwą kurzu stworzył piękny klimat odkopanego po wielu latach skarbu. Chrom na obręczach nie istnieje, podobnie jak na obwódce lampy. Zbiornik obawiam się że przerdzewiał na wylot, a sfermentowane paliwo przeobraziło się w swego rodzaju mazię. Jednak jeśli mówić o zaletach dotyczących samej ramy, to jej świetne wykonanie z grubej stali nie pozwoliło na wystąpienie jakichkolwiek dziur czy odkształceń. Od razu widać, że w latach '70 przykładali się przy produkcji motocykli. Z tego też powodu rama jest prościutka, a stuprocentową kompletność już zawdzięczam wujkowi
Jakie można jeszcze w niej znaleźć zalety... Przede wszystkim fakt, że to 175ccm, podobnież horrendalnie rwący ziemię. Niestety w tej chwili nie mogę tego przetestować, bowiem ten silnik do odpalenia potrzebuje akumulatora, a oryginalny już raczej nadaje się do niczego. Poza tym musiałbym przeczyścić zbiornik, gaźnik itp... Natomiast cały silnik się kręci, biegi wchodzą gładko, kopniak również, kompresję też jakąś ma. Nawet klamki sprzęgła czy hamulca nie mają oporów, a tylny hamulec nadal działa. Sądzę, że tej jednostce wystarczy standardowy przegląd po wieloletnim postoju, by zaczął gadać. Gdyby to była 125, już bym pewnie się przejechał, a tak trzeba się pobawić z akumulatorem
Zatem podsumowując, jak dla mnie opłaciło się. W końcu mam WSK, i to od razu Czwórkę potrafiącą ładnie poderwać. Jednak zważywszy na jej stan, jest do zrobienia WSZYSTKO. Bez wyjątku, każdy element potrzebuje jakiejkolwiek interwencji. Zważywszy jednak na to, że jakby nie patrzeć, ten motocykl od nowości jest w rodzinie, podejmę się jego odrestaurowania. W planach jest kapitalka silnika i profesjonalne pomalowanie oraz w przyszłości żółte tablice. Po tym jak wujek oddał mi ją za darmo (jeszcze z papierami!), obiecałem mu że gdy będzie gotowa, dam mu się przejechać. I tak się stanie, za ileśtam lat... A na razie, tj. w tym roku chcę ją doprowadzić do jazdy i pobrykać sobie po lesie, bo na razie jej nie szkoda, umówmy się
Także czas na zdjęcia, tylko nie wystraszcie się. Tu zaraz po przywiezieniu:
Można się przerazić, jednak po dokładnym wymyciu motor ładnie się wyczernił i przestał aż tak straszyć
Najgorszy ten tłumik, ale tak się złożyło że mam dokładnie taki sam, z ładnym chromem.
Jedyne czego w niej brak, to prawego boczka. Wujek powiedział że gdzieś mu mignął i poszuka go.
Przez kształt zbiornika nazywano je kiedyś Garbuskami. Ciekawe czy dostanę jeszcze gdziekolwiek taki bak, gdyby ten okazał się dziurawy...
Oryginalny emblemat "175" oraz kalkomanie z epoki, które wtedy były bardzo modne wśród młodych motocyklistów (wujek miał 21 lat gdy ją kupił).
Prastary numer.
Wszystko w oryginale. Jak ja odtworzę te białe paski...
Prawie płaska kierownica. Licznik nadal chodzi!
Kiedyś będzie wyglądać jeszcze lepiej od Ogara, zobaczycie
No i tyle na razie. Może nakręcę filmik z odpalania po 30 latach, zobaczymy.