Jaki jest sens mojej pasji? Nie wiem.
Zabytki? Przecież moim jedynym zabytkiem jest Karat.
Rarytasy? Tylko Wigry-Junior.
Zyski? Władowałem w zielone Wigry 300 zł.
Szpan? Czym, piętnastoma kilami złomu?
Tani transport codzienny? Tylko po co mi osiem rowerów.
Nie ma żadnego uzasadnienia, dla zapychania sobie garażu
tym złomem? Otóż jest. Jednak przyziemny człowiek tego nie
zrozumie. I nie ma sensu mu tego tłumaczyć.
Jedyna rada, którą może ode mnie usłyszeć, to
przejechanie się składakiem. Zrozumie, że nie chodzi
tu o zabytkowość, zysk ani szpan.
Jeżdżenie takimi rowerami daje niezwykłą magię, której
nic nie zastąpi. Nic takiej nie da.
Ostatnio miałem wielką ochotę kupna Wigry.
Nie żadnego "limited edyszyn", jubileusz, czy 73.
Nie. Zwyczajnego Wigry. Najlepiej 3, 4 lub 5.
Polowanie trwało prawie pół roku.
Żaden egzemplarz mi do końca nie pasował.
A to za drogi, a to nie do odebrania, albo po prostu nie ten.
Pewnego razu, przeglądając Allegro, czyli portal, który ze względu
na paranormalne ceny, przeglądam raczej z ciekawości, znalazłem
ciekawe ogłoszenie o Wigry 5 do remontu. Cena razem z przesyłką
wyszłaby dość sroga, a i w rower trzeba by trochę włożyć,
ale byłem już bardzo zdeterminowany!
Postanowiłem już, że wezmę udział w licytacji, kiedy następnego dnia
zobaczyłem jeszcze lepszą trójkę, i to z Katowic (mam tam Dziadków)!
Licytacja kończyła się za parę dni, więc stwierdziłem, że
spróbuję, a jak się nie uda, to kupię piątkę.
Licytowałem tylko ja i dziś rower stał się mój.
Cena nie mała, ale biorąc pod uwagę tegoroczny wzrost cen Wigier,
też nie masakryczna. Dziadek odbierze rower za tydzień
w sobotę, ale ja niestety zobaczę go dopiero w wakacje.
Wykorzystam ten czas na zgromadzenie wszystkich brakujących części.
Ma być perfekcyjna (ona - trójka). Rower prawdopodobnie
zostanie w Katowicach na długo, bo zawsze narzekam ,że nie mam,
czym tam jeździć.
Jak się podoba?