Witajcie
Po długiej przerwie bez pisania i jazdy postanowiłem pogrzebać w charciątku.
Po jeździe nie chciał ruszyć i tak go zostawiłem. (opis w innym temacie)
Ostatnio wyczyszczony został gaźnik, cylek, kolanko, wydech, kranik. Uszczelnione wszystko.
Zrobiłem nową mieszankę coś około 1:40 bo nie wiedziałem ile mam dokładnie w baku.
Iskra w świecy biało niebieska...
Nalałem trochę pod świecę, dokręciłem. Odpaliłem... Zagadał, dodałem gazu i pyrknął i znowu zgasł, potem nie dawał już rady ale gaźnik podregulowałem aby dłużej pyrkał. Może jednak skuszę się na filtr gąbkowy bo normalny muli przez te połączenia.
Świeca nie zalana, lekko czarny osad ale mało - coś spaliło więc nie jest tragicznie.
Postanowiłem odkręcić wreszcie pokrywę i po godzinie mocowania się ze śrubką od kopki zastałem taki widok (troche z brudu przeczyszczone)
Może dobrze nie widać ale jest tam tłusto, trochę brudu naleciało bo nie było uszczelki. Z cewek patyczkiem do uszu też nasączyło się śladowo jakimś olejem.
Niby na tym zagadał ale boje się, że pójdę kiedyś z dymem
Co z tym fantem zrobić?
Musze dokupić baterię do miernika aby zrobić pomiary. Warto to ratować? Czy wydatki się szykują?
Moja charcica jest na 12V
Oraz jeszcze jedno pytanie: Czy niedługo przyjdzie czas na wymianę zębatek od łańcucha?
Pozdrawiam