Rok 2012, słoneczny ostatni tydzień roku szkolnego.
Mama odbiera mnie ze szkoły i nagle... na "zebrze" drogę przecina
nam składak! Długo uważałem składaki za stare złomy nadające się tylko do
przerobienia na żyletki. Dobre byłe tylko górale. Lecz tego dnia coś się
zmieniło, coś się w mojej duszy zaiskrzyło, składak... zaczął mi się podobać!
W parę minut potem stwierdziłem już jasno - muszę takiego mieć!
Przejrzałem AlleDrogo i natrafiłem tylko na jednego, który przypadł mi do gustu (chciałem starego). Ogłoszenie brzmiało jakoś tak: "Składak niebieski Wigry Radziecki!". Mama zobaczyła ogłoszenie i mówi, że gość bzdury pisze, bo Wigry jest polskie. I Mama trochę opowiedziała mi o swoim Wigry z dzieciństwa. To robimy telefon do Babci i Dziadka, czy w piwnicy Wigry jeszcze jest, ale nie było. Na temat Co się z nim stało pojawiło się mnóstwo teorii. Szkoda, że go nie ma, bo było to Wigry kasztanowe z maksymalnym wyposażeniem!!! Potem dzwonimy do rodziny Taty, czy nie ma jego Flaminga.
Nie ma - spłonął. Również szkoda, bo był jeszcze z pierwszej generacji, zielony. Ostatecznie rozpuszczamy wici na Śląsku, że poszukiwane jest Wigry!, bo ostatecznie decyzja zapadła na ten model.
I w końcu, w dniu zakończenia roku przychodzi SMS ze zdjęciem (które niedługo pokażę) Dziadka na zielonym Wigry nie mające żadnego wyposażenia i z flakami w kołach. Moje szczęście jest niestety nie do opisania, w końcu MIAŁEM SWOJE WŁASNE WIGRY!
Te dwa tydnie spędzone na zdobywaniu wiedzy o Rometach dorównywały długością dwóm lat. Nareszcie przyjechałem do Katowic, a rano następnego dnia poszliśmy odebrać z zakładu Dziadka Wigrusia!
Wsiadłem na niego, myślałem, że rozpłynę się z radości, cieszyłem się znacznie bardziej niż PRL-owski dzieciak, który dostał taki rower!
To ilu części mu brakowało i ilu przechodniów gapiło się na mnie jak na idiotę miałem w czterech literach! Ten człek, który w tamtej chwili zaprzeczyłby, że to najlepszy rower świata zostałby od razu pożarty żywcem i wyrzygany na ulicę! Oto domyślna krótka historia tego egzemplarza:
Najpierw dostało go dziecko, potem kolejne dziecko, które przerobiło go na BMX-a (brak wyposażenia, specyficzna tylna opona), potem jeżdziła nim staruszka, a potem trafił na wiele lat do piwnicy i dostaję go ja. To tak w skrócie.
Od tego czasu minął ponad rok, przeżyłem z nim wiele przygód i niedawno skompletowałem. Chciałbym podziękować wszystkim osobom, które brały udział w tym przedsięwzięciu, a było ich dużo.
Gratuluję tym, którzy to przeczytali, a teraz zdjęcia.
Komentować i mówić co jeszcze w nim poprawić