Na wstępie chciałem podziękować twórcom oraz wszystkim uczestnikom tego forum. Byliście inspiracją do odnowienia mojego Orkana. Na drugim miejscu podziękowania dla mojego teścia, który przetrzymał ten rower 12 lat w swojej piwnicy i zgodnie z filozofią wyznawaną przez wielu starszych ludzi #jeszczedobre nie dał go złomiarzom.
Rower w 1988 roku kupiła mi po znajomości (innej opcji nie było) moja mama. Wystarczyło zamontować pedały i do boju ! Niestety obydwa kliny po pierwszym uderzeniu młotkiem się rozpadły i zaczęło się „kombinowanie”. Kliny wziąłem z mojego radzieckiego (białoruskiego) rowera Mińsk. Kolejny fakap - po kilku jazdach odpadła skrzynka narzędziowa (montowana na tyle bagażnika). Dekiel rozbił się w drobny mak. Ponownie - z rowera Mińsk zaadoptowałem saszetkę narzędziową. Solidna rzecz. Mój tata miał taką samą w swojej Ukrainie (Wielki Brat chyba miał taki sam fason saszetki do wszystkich rowerów, które produkował w swoim wielkim kraju). Została do dzisiaj - jak widać na zdjęciach. Całe szczęście z początkiem lat 90-tych poprawiła się sytuacja w sklepach. Pierwsze co zrobiłem po upadku komunizmu to wymiana siodełka. To oryginalne to był jakiś koszmar. Kupiłem sobie takie z Mustanga na którym dało się tyłek oprzeć przynajmniej. Następnie zatarł się tylny wolnobieg (przestał się obracać) oraz porozpadały się przerzutki. Całość wymieniłem na Shimano SIS. Jako że rower był mocno eksploatowany w celach życiowych (dojazdy na pociąg i we wszystkie inne miejsca - tak zwany model „deszcz nie deszcz”) to zaatakowała go rdza. Około roku 1997 musiałem ramę oszlifować, przejechać podkładem i wysprayować. Generalnie po pierwszych kilku latach napraw rower służył niezawodnie przez 20 lat ! Cudo.
Przy renowacji, którą zacząłem wiosną 2020 przyjąłem jedno główne założenie. Ten rower ma kilka cech które budują niejako jego klimat - a są to (gradacja wg wagi tematu):
- osłona korby (ten pancerny unikalny kołnierz !!!!!)
- piękna osłona a-la-ufo za tylką kasetą
- błotniki i bagażnik przywodzące na myśl amerykańskie krążowniki szos - do tego ta nasadka przedniego widelca
- dynamo (!) i lampki (szczególnie ta przednia kręci imprezę)
- stopka (jak w rowerze babci)
- dzwonek (jak wyżej)
- pedały (jak wyżej)
- saszetka z Mińska - dla mnie stała się integralną częścią tego roweru
- te ordynarne klamki hamulców - tak brzydkie że aż chce się na nie patrzeć
Założenie - to MUSI być.
To co wymieniłem - idąc od góry:
- owijka (pod oryginalną było tyle rdzy że aż się wystraszyłem czy ten baranek się nie rozpadnie)
- linki i pancerzyki
- siodełko plus jarzemko
- opony i dętki
- klocki hamulcowe
- łańcuch
- tylny wolnobieg (specjalnie 5-rzędowy - oferta rynkowa bardzo ograniczona)
- przerzutki (dałem Tourneye - troche żałuję, że nie poszedłem w Deore bo tylny Tourney troche za masywnie wygląda)
- dynamo (retro, ale nówka)
- odblaski w szprychach (mam co prawda te oryginalne, ale nie potrafię ich doczyścić i wyglądają tragicznie – pozatym pokruszyły się w nich plastikowe zaczepki)
- piaskowanie i lakierowanie ramy (po walce z rdzą na zawsze utraciłem ten dziko-niebieski kolorek - teraz go jako-tako odtworzyłem na bazie zdjęć innych Orkanów z netu)
Rower przeznaczam do jazd małomiasteczkowych. Jeździ się rewelacyjnie ! Do jazd rekreacyjno-sportowych trasa / las / lekki teren pozostanę przy „alu-krosowym nudziarzu” - bo co by nie gadać to jednak brak przedniego amortyzatora to jest szok. Poza tym to szkoda mi tego klasyka na błoto i kamole.
Jeszcze chcę zamontować licznik. Zawsze mi się wydawało, że na żadnym innym rowerze tak szybko nie jechałem jak na Orkanie. Chciałbym to zweryfikować